W tym roku postanowiliśmy zrobić Misi niespodziankę urodzinową. Jako że dzień urodzin wypadał w czwartek, niczego się nie spodziewając obudziła się jak co dzień do szkoły i dowiedziała się, że zamiast tego jedziemy na mały trekking po dżungli ;)
Krótki przystanek po donaty na śniadanie i ruszamy w drogę.
Cel naszej wyprawy to nowo wybudowany ośrodek Nam Pien Yorlapa położony ok 120 km na północny wschód od Vientiane.
Po wybraniu interesującego nas programu zostaliśmy ubrani w uprząż i zapakowani do małego autka bez dachu aby dojechać na górę.
Wtedy zaczęło padać, a właściwie lać, tak że gdy po kilku minutach dojechaliśmy na miejsce byliśmy cali mokrzy...
Deszcz jak szybko się pojawił tak szybko ustał a nam przynajmniej przez chwile nie było gorąco... ;)
Pierwsza platforma, pełne napięcie podczas słuchania instrukcji zjazdu po rynnie ;) Misia lekko zestresowana...
Tak więc została sama na końcu a my nie wiedzieliśmy jak zareaguje, czy się nie wystraszy więc z niepokojem czekaliśmy na nią. Gdy w końcu nadjechali odetchnęliśmy z ulgą, uśmiech na twarzy mówił sam za siebie :)
Następnie czekał nas canopy walk czyli widokowy spacer po czubkach drzew, wąskimi kładkami rozpostartymi nad lasem.
Żeby dostać się bliżej wodospadu, na specjalnie przygotowaną platformę, trzeba przejść po linach.
Nasza dzielna ośmiolatka!

Pod nami tropikalny las poprzecinany tylko gdzieniegdzie wiszącymi kładkami.
Nasz roześmiany duet ;)
Zbliżenie na linowy mostek. To zdecydowanie nie jest zabawa dla osób bojących się wysokości.
Czasem trzeba się trochę dociągnąć jeśli hamuje się za szybko.
Było to piękne przeżycie ale też dosyć wyczerpujące. Potrzebowaliśmy się posilić i odpocząć przed powrotem do domu. Na szczęście na miejscu jest sympatyczna restauracja z basenem idealnie się do tego nadająca.
Padnięta jubilatka regeneruje siły.
Przyłączyła się do nas koleżanka Oli, Eliza. Zmęczenie minęło i dziewczyny dały się ponieść muzyce...
A mój zegarek poinformował mnie o pobitym dziś rekordzie życiowym ;O