Jak już pisałam początek pory deszczowej to czas, gdy farmerzy przygotowują swoje poletka pod uprawy ryżu. Laos jest drugim na świecie, po Indiach, krajem pod względem ilości odmian tego zboża, które jest podstawą wyżywienia 1/3 ludności naszej planety.
Jako że Misia planuje zostać farmerką i bardzo interesuje ją wieś, wybraliśmy się pewnego popołudnia na farmę organiczną na obrzeżach Vientiane, żeby zobaczyć z bliska proces sadzenia ryżu i nie tylko. Mieszkać tu tyle lat i nie sadzić ryżu? Nie wypada! ;))
Misia mogła się poczuć jak ziarenko ryżu w koszyczku do sticky rice
Łyk pysznej kawy przed rozpoczęciem szkolenia
Tak wygląda ryż zanim trafi do woreczka. Oglądaliśmy różne odmiany, czarną, czerwoną, żółtą.
Niefortunnie zaraz po przyjeździe wbiłam sobie wielkiego kolca w duży palec u nogi i nie mogłam wchodzić w błoto, ale dzięki temu udokumentowałam dokładnie cały proces.
W drodze na pole mieliśmy okazję skubnąć stewię, roślinę wykorzystywaną do produkcji naturalnego słodzika. Jej maleńki listek po rozgryzieniu daje olbrzymią dawkę słodyczy w ustach.
Po chwili docieramy na pierwsze poletko. To szkółka z młodymi pędami, które wyrywa się, opłukuje i składa w pęczki w celu dalszego rozsadzenia.
Właścicielka farmy (jest to specjalna farma szkoleniowa) wraz z pracownikami tłumaczyła i pokazywała co robić.
Praca wre!
Następnie przeszliśmy na kolejne pole, tym razem do rozsadzenia sadzonek. I ławą naprzód!
Tzn w tym przypadku do tyłu ;)
Ola pracowała w skupieniu i z precyzją.
Misia szła jak burza ;) Dostała propozycję pracy!
Brawo! Czas na mycie w beczce :)
Na koniec poszliśmy do ogrodu z ziołami narwać sobie bazylii i rukoli.
Obłędny zapach świeżej bazylii
Nasza przyszła farmerka była zadowolona
Na koniec pakowanie liści rukoli i bazylii w woreczki z liścia bananowca i jesteśmy gotowi wracać do domu. To było bardzo ciekawe popołudnie :)