Wielokrotnie pisałam już o wycieczkach nad jedyny duży zbiornik wodny w Laosie, sztuczne jezioro z zaporą Nam Ngum. Nigdy jednak nie byliśmy jeszcze na jego północnym końcu, który leży kilkanaście kilometrów na południe od Vang Vieng i dzięki autostradzie jest teraz dużo łatwiej dostępny.
Północny kraniec Nam Ngum jest zupełnie inny niż południowy, jezioro wgryza się w ląd płytkimi "fiordami" i rozgałęzieniami pełnymi malutkich wysepek i zatoczek. Nad jedną z takich zatoczek ulokował się uroczy resort Sanctuary, który postanowiliśmy odwiedzić.
Na jeziorze zbudowano kąpielisko z basenem o zabawnym miękkim dnie wpuszczonym w wody jeziora oraz drewniany podest do opalania.
Nie chciałabym być zmuszona wejść na takie drzewo...
Ponoć najpiękniej jest tu w październiku - listopadzie.
Łukasz zabrał Mimi na jej pierwszą przejażdżkę rowerem wodnym ;)
Idealny taras na podziwianie zachodu słońca. Przy wieczornym aperitifie :)
To była dla nas krótka noc... Dzięki temu mogliśmy napawać się ciszą i kolorami wczesnego poranka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz