Niedługo po powrocie świętowaliśmy moje urodziny.
Na weekend wyskoczyliśmy do Vang Vieng, do malowniczo położonego na polach ryżowych hotelu.
Jednak na skutek bardzo obfitych opadów woda zebrała się na polach i doszło do zalania, musiliśmy się ewakuować po pierwszej nocy.
Widok zmienił się dramatycznie w odstępie jednej nocy.
A potem Misia przemyciła do domu kota w worku... dosłownie!
Znalazła to maleństwo samo na ulicy, włożyła do torby i przyniosła...
Nazwała ją Berry, bo jest czarna jak jagoda ;)
W końcu nadszedł czas na powrót do szkoły, na nowy campus szkoły średniej...
... pod czujnym okiem siostry na bilbordzie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz