Po Świętach polecieliśmy na południe Laosu, do byłego królestwa Champasak, po którym została już tyko nazwa prowincji i małej osady. Znajduje się tam płaskowyż Bolaven, słynący z malowniczych wodospadów i klimatu odpowiedniego do upraw kawy i herbaty. Zatrzymaliśmy się najpierw na plantacji kawy Sinouk i stamtąd wyruszyliśmy na eksploracje wodospadów, których jeszcze dotąd nie widzieliśmy.
Kakaowce i kawa na plantacji kawy Paksong Highland.
Gdy zjechaliśmy z płaskowyżu zatrzymaliśmy się na mokradłach, w uroczym hoteliku
King Fischer Ecolodge.
Wyprawa po mokradłach płaskodennymi łodziami odpychanymi długim drągiem od dna.
Moim sternikiem okazała się być kobieta, podziwiałam jej siłę...
A potem odwiedziliśmy znów nasza ulubioną plażową wysepkę na Mekongu z uroczym La Folie Lodge, gdzie powitaliśmy Nowy Rok.
Happy New Year!!!
Nie mogliśmy nie zabrać Misi do Vat Phu, zespołu tysiącletnich świątyń khmerskich,
którą widziała lata temu i nie pamiętała.
Fajna wycieczka, polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz