piątek, 13 listopada 2015

Dzień za dniem...

...tak sobie płynie i już mamy prawie połowę listopada.
Wciąż mało zauważalna ta jesień tutaj, słońce grzeje, pot się leje ;)
Ale dzień już krótszy, słońce zachodzi przed szóstą a wstaje po szóstej. Mgły ranno - wieczorne się snują. Więcej suchych liści leży pod drzewami. Takie zmiany w przyrodzie.
Aha, jeszcze psy się szczenią na potęgę ;) Co rusz można się natknąć na ogłoszenia o szczeniakach do wzięcia. Tu jest bardzo dużo psów, głównie mieszańce, nie jada się ich tu tak jak w sąsiednim Wietnamie tylko trzyma przy domu. My też mamy szczeniaczki na podwórku, nasza Manii znienacka wzięła i się oszczeniła ku uciesze dzieci... To taki nasz podwórkowy pies, mieszanka jakby pudla z nie wiadomo czym. Czarna fryzura na mokrą Włoszkę. No i mamy 4 maluchy, trzy czarne i jeden blondyn.




W Vientiane odbywa się dużo różnych imprez plenerowych, właściwie co weekend coś się dzieje. W tamtym tygodniu odbył się WIG Bazaar, spora impreza organizowana rokrocznie przez Women International Group. Taki spory piknik, z różnymi atrakcjami dla dzieci i nie tylko, gromadzący zwłaszcza społeczność zagraniczniaków mieszkających tutaj. Wystawiają się restauracje, sklepy, są stoiska ambasad różnych krajów, konkursy, występy na scenie itp. Ubaw po pachy...;)

Papierowe parasole nas zachwyciły.




Idą Święta... :) Tutaj też.


Tańce regionalne...



i nie tylko.



A ja ostatnio zostałam asystentką artystki przy organizowaniu wystawy jej prac. W naszym budynku mieszka Angielka, Janice, która jest malarką. Mieszkają tu już prawie rok razem z mężem, Amerykaninem. Żyją już w Azji od dłuższego czasu, wcześniej byli w Szanghaju, Hong Kongu, Bangkoku, a teraz na czas jakiś osiadli w Vientiane. Kiedy Jan powiedziała mi, że organizuje wystawę swoich obrazów zaproponowałam jej pomoc, na co z radością przystała. Zawoziłam z nią obrazy do fotografa, od fotografa do restauracji - galerii, gdzie wieszaliśmy je na drucikach zwisających spod sufitu. Fajna zabawa. Otwarcie wystawy odbyło się wczoraj i od razu kilka płócien się sprzedało. Koszty wystawy zwróciły się z nawiązką ;)

Wystawa ma miejsce w oryginalnym miejscu, restauracji - sklepie - galerii Couleur d'Asie.




Obrazy z tej wystawy zostały namalowane w Laosie w ciągu ostatniego roku.
Ten po lewej, różowy słoń (pt. Keep on trekking) powstał specjalnie na aukcję, Elephant Caravan Art Auction, w październiku, w celu zebrania funduszy na Elephant Caravan, akcję organizowaną w celu zwrócenia uwagi na los słoni w Laosie. Karawana 12 słoni przebywa pół Laosu zatrzymując się w różnych miejscach na prelekcje i pogadanki na ten temat. Zakończenie w grudniu w Luang Prabang, dawnej stolicy królestwa Laosu.
Żółty słoń (pt. Got My Eye on You) powstał specjalnie na tą wystawę i sprzedał się od razu.





Z Artystką.


Moje dwie artystki, lekko znużone, kończą czekoladowe ciasto.


Z tyłu moje ulubione czerwone liście (pt. Changing Colors).
To liście palmy przy naszym basenie tak ładnie się czerwieniły (no.. prawie tak ładnie).


Z bardziej egzotycznych doświadczeń,
Mamusia ćwiczy chińską kaligrafię z córeczką,



a Tatuś bawi się ze skorpionami ;)


Spokojnie, został on uprzednio pozbawiony kolca.

Pozdrawiamy!

2 komentarze:

  1. Jaaaa! Ale macie tam cudowne "wieczne wakacje"!!! Obrazy ciekawe, te liście palmy chetnie bym powiesila w salonie :) Ale tez podoba mi się ten obraz z Mekong'iem???? Tak mi się zdaje ze to łódki na rzece...??? Superowa kolorystyka :) I przepięknie Kasiu wyglądasz! :) Buziaki i my spadamy na troche wakacji juz jutro. A co! tez nam sie nalezy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten obraz mnie też się kojarzy z łodziami, ale tak nie jest :) To widok z okna naszego budynku o wschodzie słońca na pola ryżowe. Jan mieszka na ostatnim pietrze (drugim) i ma przepiękny widok na okolice. To slońce o wschodzie odbija się w wodzie stojącej na polach... Ale w zasadzie to przecież kwestia naszej wyobraźni... ;)

      Usuń