Pierwszy przystanek na nocleg zrobiliśmy w Thakek, miasteczku nad Mekongiem z pozostałościami uroczej kolonialnej zabudowy. Dla wielbicielki stylu kolonialnego, którą jestem, podróż ta miała dodatkowy smaczek w postaci tych pofrancuskich, starych zabudowań w każdym mijanym miasteczku.
W jednym z takich starych budynków znajduje się hotel Inthira i tam zatrzymaliśmy się na noc.
W jednym z takich starych budynków znajduje się hotel Inthira i tam zatrzymaliśmy się na noc.
Główna ulica nad rzeką w Thakek
Hotel Inthira
Uliczka w Thakek
Po śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę, kierunek Pakxe. Po drodze jednak mieliśmy przystanek w Savannakhet na zwiedzenie... muzeum dinozaurów. W rejonie miasta Savannakhet bowiem Francuzi odkryli w latach 30-tych szczątki tych prehistorycznych gadów i zorganizowali muzeum ze skromną ale interesująco zaprezentowaną ekspozycją swoich znalezisk. Gdy tylko Misia, która jest wielbicielka wszystkiego co tajemnicze (mumie, piramidy, Sfinks, piraci, trójkąt bermudzki itp), dowiedziała się o dinozaurach na naszej drodze, musieliśmy się tam zatrzymać :)
Światełkami na ścianie zaznaczono kontur rzeczywistej wielkości dinozaura
Droga na południe jest malownicza, ciągnie się pomiędzy rzeką a wzgórzami pokrytymi dżunglą, przy drodze zaś toczy się proste, wiejskie, laotańskie życie.
Pakxe jest drugim co do wielkości miastem w Laosie i zrobiło na nas bardzo pozytywne wrażenie swoim uporządkowaniem i względną czystością. Mieliśmy wrażenie, że nagle znaleźliśmy się w Tajlandii. Ale tylko przejechaliśmy przez miasto bo kierowaliśmy się na płaskowyż Bolaven (wysokość do 1350 m.n.p.m.) do znajdujących się tam wodospadów. W tym rejonie planowaliśmy nocleg, a konkretnie nad jednym z wodospadów o nazwie Tad E-Tu ("tad" to po laotańsku wodospad). Tuż przy nim ulokował się Falls View Resort z małymi domkami z tarasami wychodzącymi na wierzchołek wodospadu i dalej na gęstwinę drzew.
Tad E-Tu
Na płaskowyżu panuje cudowny mikroklimat bardzo komfortowy dla Europejczyków. Powietrze jest zdecydowanie chłodniejsze i suche, jak to w górach. Przy kolacji niektórzy założyli nawet długi rękaw. Wieczorem wodospad huczał nam do snu...
Następny wodospad Tad Fane znajduje się niewiele dalej na wschód. Najwyższy w Laosie, woda opada 120 m w dół klifu pokrytego lasem, robi wrażenie takie jak wodospad w dżungli robić powinien :)
Można go podziwiać ze specjalnej platformy widokowej
Jednak nam najbardziej podobał się trzeci - Tad Yuang, nie tak wysoki jak poprzednik ale za to z możliwością oglądania go z dużo mniejszego dystansu. Tak małego, że gdy Ola i ja zeszłyśmy na sam dół by poczuć moc natury, wróciłyśmy przemoczone do suchej nitki od pary wodnej i kropelek wody unoszących się w powietrzu. Ale było warto, niezapomniane wrażenie :))
Widok ze szczytu wodospadu
W głębi dwie chatki i schodki prowadzące do stóp wodospadu
Pierwsza chatka
I druga, już na mokro ;)
Schodzimy w dół z Olą
Cudna panorama
Ok. 40 km dalej kierując się na wschód znajduje się plantacja kawy Sinouk, największego chyba producenta kawy w Laosie. A na pewno posiadającego największą sieć kawiarni w kraju, w Vientian jest ich kilka i lubimy do nich zaglądać. Cały płaskowyż pokryty jest plantacjami kawy, kardamonu, rattanu, herbaty.
U Sinouka dopadła nas wielka ulewa ale po obiedzie i obowiązkowej kawce zrobiliśmy przyspieszony tour pod parasolami z przewodnikiem opowiadającym nam o hodowanej tu kawie typu Arabica.
Następny wodospad Tad Fane znajduje się niewiele dalej na wschód. Najwyższy w Laosie, woda opada 120 m w dół klifu pokrytego lasem, robi wrażenie takie jak wodospad w dżungli robić powinien :)
Można go podziwiać ze specjalnej platformy widokowej
Jednak nam najbardziej podobał się trzeci - Tad Yuang, nie tak wysoki jak poprzednik ale za to z możliwością oglądania go z dużo mniejszego dystansu. Tak małego, że gdy Ola i ja zeszłyśmy na sam dół by poczuć moc natury, wróciłyśmy przemoczone do suchej nitki od pary wodnej i kropelek wody unoszących się w powietrzu. Ale było warto, niezapomniane wrażenie :))
Widok ze szczytu wodospadu
W głębi dwie chatki i schodki prowadzące do stóp wodospadu
Pierwsza chatka
I druga, już na mokro ;)
Schodzimy w dół z Olą
Cudna panorama
Ok. 40 km dalej kierując się na wschód znajduje się plantacja kawy Sinouk, największego chyba producenta kawy w Laosie. A na pewno posiadającego największą sieć kawiarni w kraju, w Vientian jest ich kilka i lubimy do nich zaglądać. Cały płaskowyż pokryty jest plantacjami kawy, kardamonu, rattanu, herbaty.
U Sinouka dopadła nas wielka ulewa ale po obiedzie i obowiązkowej kawce zrobiliśmy przyspieszony tour pod parasolami z przewodnikiem opowiadającym nam o hodowanej tu kawie typu Arabica.
Plantacja też ma swoje wodospady
Płaskowyż słynie też z produkcji rattanu
Następnym punktem naszego programu była miejscowość Champasak,
kilkadziesiąt kilometrów na południe od Pakxe, słynna z znajdującej się
tam świątyni Khmerów.
Do Champasak droga prowadzi przez most na wielkim Mekongu
W Champasak zatrzymaliśmy się w hotelu The River Resort, jak nazwa wskazuje nad rzeką. W tym roku pora deszczowa jest wyjątkowo obfita i Mekong jest bardzo wysoki, a tutaj na południu również szeroki i pędzi jak górski strumień unosząc ze sobą gałęzie a czasem i konary drzew. Wygląda to fascynująco i przerażająco zarazem. Fajnie było siedząc bezpiecznie na leżaku obserwować ten żywioł. Albo pływając w przejrzystym basenie tuż przy brzegu.
Hotelowa przystań
Zabytkowa riksza, przodek tuk-tuka
Samo Champasak jest leniwą i spokojną osadą, bo trudno to nawet nazwać miasteczkiem. Ciągnie się wzdłuż drogi i rzeki i ma niesamowitą atmosferę, jakby czas się tam zatrzymał w latach 30-tych.
Przy drodze stoją stare wille i domy, kiedyś rezydowała tu rodzina królewska Królestwa Champasak, które przestało istnieć w 1946 r. choć ponoć jej potomkowie wciąż tu mieszkają.
Hotelowa przystań
Zabytkowa riksza, przodek tuk-tuka
Przy drodze stoją stare wille i domy, kiedyś rezydowała tu rodzina królewska Królestwa Champasak, które przestało istnieć w 1946 r. choć ponoć jej potomkowie wciąż tu mieszkają.
Wieczorna margarita w uroczej knajpce "Champasak With Love"
Jednak największą atrakcją okolicy jest Vat Phou co znaczy Świątynia Górska. Są to ruiny kompleksu świątyń khmersko-hinduskich z XI-XIII w. Z dwóch pałaców położonych najniżej kamienne schody prowadzą na kolejne tarasy by na szczycie doprowadzić do niewielkiego sanktuarium z pięknym widokiem.
Bajeczne miejsce. Małe przygotowanie przed Angkor Vat w Kambodży :)
Pałac dolny
Quo vadis..?
Rzeźby w głazach przypominające słonia i krokodyla. Kamień krokodyla nabrał pewnego rozgłosu jako potencjalne miejsce corocznej ofiary z ludzi, opisano to w szesnastowiecznym tekście chińskim. Wiarygodności temu daje podobieństwo wymiarów krokodyla do wymiarów człowieka...
Za sanktuarium znajdują się olbrzymie bloki skalne i cudowne źródło
Czy duzo jest tam turystów, podróżników?
OdpowiedzUsuńW sezonie tak, widziałam fotki z miejsc które odwiedziliśmy, często tam gdzie teraz byliśmy sami, jak pod wodospadami, już od listopada robi się tłoczno. Pora deszczowa ma swoje plusy jak wiesz :)
OdpowiedzUsuń