Manee Spa, moja ulubiona masażownia z pięknym, cichym ogrodem
Rosną tam dorodne okazy bambusa,
którego części są twarde i ostre jak igły. Brrrr....
Restauracja Le Patitoh z basenem, tu często spędzamy weekendowe dni.
Kwiat bananowca widziany od dołu wygląda tak.
Potem tak.
A potem już tak :)
Najbardziej lubimy siadać na werandzie.
Przed wejściem do sklepu - galerii Les Artisans Lao zawsze stoi ten zestaw mebli w stylu kolonialnym.
Lubię tu kupować drobiazgi zrobione z kokosa, drewna, laki.
Wejście do domu w centrum.
Day 2night, czyli restauracja pod wiszącymi bananami.
Z pyszną zieloną herbatą między innymi.
Nasza ulubiona kuchnia uliczna u Ms. Manivone, jej krewetki w sosie ze słodkiej bazylii są najlepsze.
Moja ulubiona uliczka w centrum, z hotelikami w stylu kolonialnym, cicha i spokojna.
Remonty i budowy trwają na prawie każdej ulicy.
Wężowate smoki są wszędzie,
bujna roślinność też.
Jedna z głównych ulic centrum, Rue Setthathilath, z wciąż głównie jednopiętrową zabudową.
A tu boczna uliczka, przy której właśnie otwarto pierwszy publicznie dostępny kort do squasha. Do tej pory Łukasz mógł grywać tylko w australijskiej ambasadzie na zaproszenie.
Kawiarenki...
Restauracja Khop Chai Deu, czyli po laotańsku "dziękuję bardzo" :)
Nam Phou czyli fontanna i otaczające ją restauracje są centralnym punktem wieczornych spotkań.Właśnie zakończył się remont tego miejsca, przemalowali je na jakiś taki cynober tak, że wygląda jak marokańska twierdza ;)
I zbudowali wieżę zegarową. W końcu mamy Clock Tower z prawdziwego zdarzenia, 555 ;)
Vientian, w porównaniu do innych azjatyckich stolic, jest miastem małym i spokojnym, takim wręcz sennym miasteczkiem, choć rozrasta się i rozbudowuje w dosyć szybkim tempie. Ale świetnie odzwierciedla charakter jego mieszkańców, oni tak leniwie i spokojnie podchodzą do życia jak leniwa i spokojna jest ich stolica.