Ahoj przygodo!
Po powitalnym obiedzie ruszyłyśmy na łowy na Night Market ;)
Dziewczyny buszowały po straganach.
Na następny dzień zaplanowałam relax po podróży.
A potem wypad do centrum by rzucić okiem na świątynie i rozejrzeć się po ulicach.
O zachodzie słońca skierowaliśmy się nad Mekong na kolacje.
Następnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę do Buddah Park pół godziny drogi od Vientiane.
Dynia zdobyta :)
On spokojnie leżał i patrzył podczas gdy...
Łukasz i Misia zdobywali szczyt piramidy...
Ela wkładała głowę w paszczę...
A dziewczyny flirtowały z mnichami ;)
Wieczorkiem pokazywaliśmy gościom życie nocne stolicy.
Najpierw Łukasz był jedynym kogutem w tym międzynarodowym kurniku, gdy tu znienacka...
... dołączyła do nas grupka chłopaków... z Polski! Było wesoło :)
A potem już mały clubbing z muzyką na żywo...
I małe co nieco przed pójściem spać.
Sisters :)
Nazajutrz po lunchu i spacerze...
Marta odważnie degustowała prażone świerszcze :)
Ola już ubiera się po laotańsku, szlafrok na obiad - why not? W końcu zimno jest!
(25 stopni tego dnia było, to fakt).
Hu hu ha, nasza zima zła...
A po jedzeniu pozowałyśmy do fotki pt: "... lat później"
(nie powiem ile bo i tak nikt by nie uwierzył ;)
Poniżej oryginał. (Pytanie do rodziców - gdzie to było?)
A tu znowu my :) Tylko naszego kochanego Miśka brakuje!
W drodze powrotnej rzut okiem na nasz miejscowy Łuk Triumfalny czyli Patuxay.
No i nadszedł niestety dzień pożegnania...
W oczekiwaniu na transport do Vang Vieng.
Pakowanie bagaży jak na dyliżans ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz