środa, 31 lipca 2019

Polski lipiec

Na cały lipiec wyjechałyśmy z dziewczynkami do Polski.
Były odwiedziny u rodziny, spotkania, wycieczki i zwiedzanie.

Tym razem poleciałyśmy liniami Qatar Airways, z krótkim przystankiem w Doha. Był to nasz pierwszy lot do Polski bez noclegu po drodze i dziewczyny zniosły go całkiem nieźle.



Następnego dnia po przylocie ruszyliśmy całą ekipą z Warszawy na Mazury, Mazury, Mazury... Ale nie pływaliśmy łajbą z tektury. Ruciane Nida było naszą bazą wypadową i powitało nas deszczem.




Pogoda na szczęście szybko się zmieniła i mogliśmy podziwiać okolice naszego domu w pełnej krasie...



i cieszyć się ze spotkania.



Następnego dnia Kormoranem ruszyliśmy na rejs po jeziorze Nickim.



Atrakcje wspinaczkowe parku linowego dla chętnych.






Gry i zabawy na świeżym powietrzu.





Oli wciąż było zimno, faktycznie oziębiło się znacznie w ciągu tego tygodnia.



Kolejny rejs, tym razem do Mikołajek. Można się było poczuć jak na kultowym "Rejsie" Marka Piwowskiego, towarzystwo na pokładzie po krótkim czasie rozśpiewał się i rozbawiło na całego...






Postój w Mikołajkach i w drogę powrotną..



Kolejna wycieczka zaprowadziła nas do Galindii. Jest to malowniczy kompleks hotelowy utrzymany w oryginalnej konwencji starodawnego grodu Galindów, takich naszych miejscowych mazurskich Wikngów...








Na posesję obok naszego domu co rano bladym świtem przylatywała para żurawi i budziła nas swym przenikliwym  klangorem.


Po powrocie do Warszawy nadrabiałyśmy zaległości rodzinne.




Odwiedziłyśmy babcie - prababcie Anię, którą odnalazłyśmy w świetnej formie.


Zostawiłam dziewczyny w Warszawie, żeby dziadkowie mogli się jeszcze nimi nacieszyć i pojechałam sama do Krakowa, pogrzać się przy domowym ognisku i znów nadrabiać zaległości towarzyskie.




Dziewczynki doleciały do mnie same.





Krakowskie atrakcje dla Misi.












Malownicze Przegorzały...




i Bielany.


Juniorski międzynarodowy slalom kajakowy na Bielanach.



Odwiedzinki u rodzinki.





Spływ przełomem Dunajca w Pieninach.








A na koniec pojechaliśmy wszyscy do Złotoryi celebrować 50-tą rocznicę ślubu rodziców.





Nasza piękna Złotoryjka.







Nad Zalewem.









Eksperymentalne homemade sushi już w Krakowie.


A potem ruszyłyśmy w drogę powrotną, krótki przystanek w Warszawie, dziewczyny znów wskoczyły na liny...



a my wyskoczyłyśmy na miasto. Do zobaczenia!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz