W drodze powrotnej miałyśmy przystanek w Ad - Dauha, stolicy Kataru, jednego z emiratów arabskich. Mimo, że do hotelu dotarłyśmy późnym wieczorem wybrałyśmy się na krótką przechadzkę po targu (suku), przy którym położony był nasz hotel. Souk Waqif to malownicza plątanina wąskich uliczek i mimo, że stragany i sklepy były już nieczynne, przyjemna temperatura trzydziestu paru stopni zachęcała do zwiedzania. Wiedziałyśmy już z Dubaju, że za dnia będzie ciężej...
Przed południem wyszłyśmy do tego piekarnika, 45 stopni to nie przelewki...
Z daleka widziałyśmy nowoczesne oblicze miasta.
Ulice o tej porze dnia raczej pustawe, co nie dziwi przy tej temperaturze.
Souk to istny labirynt, kilka razy kręciłyśmy się w kółko próbując dotrzeć do hotelu, dobrze, że jest w większości zacieniony.
Po wycieczce do portu ledwo dyszałyśmy, usiadłyśmy więc w kawiarence i dochodziłyśmy do siebie przy klimatyzatorze i tradycyjnej shishy.
A potem już szybko - Bangkok - Vientiane i w końcu byłyśmy w domku!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz