Tradycyjnie już w tłusty czwartek zaprosiliśmy Ritę z rodzinką na smażenie chrustów vel faworków.
Gwiazdy zstąpiły z nieboskłonu i też się zaangażowały ;)
I znowu wyszły!
A propos kulinariów mamy ostatnio ulubione miejsce na najbardziej chyba ozdobne i kolorowe sushi jakie próbowaliśmy, a przy tym bardzo smaczne.
Po takiej kolacji energia wręcz tryska... ;)
W sobotę wybraliśmy się poszaleć na miasto.
Najpierw odwiedziliśmy winiarnię na dachu hotelu nad Mekongiem, z fajnym widokiem i muzyką na żywo.
A potem odwiedziliśmy nową dyskotekę i zaliczyliśmy opad szczęki - w końcu jest tu jakieś miejsce na bardziej światowym niż laotańskim poziomie ;)
Jedna rzecz pozostała niezmienna - Laotańczycy do zabawy potrzebują mieć stolik na drinki, wokół którego się gromadzą, nie ma pustego parkietu tylko do tańca.
DJ nieźle mieszał, można było potańczyć.
Trzyosobowy orszak w taki sposób dostarcza zamówioną whisky do stolika :)
Szkatułka pełna whisky ;)
Czaaad ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz