Świąteczny nastrój zagościł w Vientiane już na początku grudnia, nawet na plaży nad Mekongiem.
Misia marzy, że z nieba lecą prawdziwe płatki śniegu...
Rozstań czas...
Dziewczyny zdążyły jeszcze razem ulepić chatkę z piernika.
I w końcu nadeszły święta! Mieliśmy w tym roku pełne ręce roboty mimo, że nie robiliśmy świąt w domu, ale szliśmy na składkową kolację świąteczną do Stephana.
Barszczyk, ryba w galarecie i makowiki, to był nasz kulinarny wkład :)
Rodzinne lepienie makowików. Nalepiliśmy koło setki...
W Boże Narodzenie ucztowaliśmy w ogrodzie u Stefka.
Jak na Szwajcara przystało, Stephan podjął nas pysznym fondue
Laotańczycy nie wyobrażają sobie kolacji bez grilla
Misia przez większość wieczoru dokazywała z dwoma pomeranianami Stefana

Nie obyło się bez prezentów, Secret Santa przyniósł coś dla każdego :)
Drugi dzień świąt wart jest odrębnego wpisu, więc przeskoczę od razu do Nowego Roku, który powitaliśmy w domu, podziwiając pokazy fajerwerków i wznosząc toasty nad zimnym basenem, co nie przeszkodziło Łukaszowi, żeby do niego wskoczyć... :)))
Na noworoczny weekend wyskoczyliśmy do Vang Vieng, oficjalnie przetestować nową, właśnie otwartą autostradę. Tak to można jeździć!
W naszym ulubionym hotelu wzięliśmy apartament na najwyższym piętrze i napawaliśmy się widokami :)
Ola powoziła po bocznych drogach, za parę dni miała zdawać egzamin na prawo jazdy (zdała!) :))
Balijska brama na laotańskiej prowincji?
Ach te widoki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz