środa, 2 grudnia 2020

Luang Prabang - perła w koronie

Luang Prabang, kiedyś stolica królewskiego Laosu, zdaniem wielu podróżników jedno z najpiękniejszych miast Azji Południowo - Wschodniej, a na pewno najpiękniejsze miasto Laosu. 
Podłączyłam się do Łukasza, który leciał tam służbowo na parę dni, taka gratka jak wyjazd we dwoje nie zdarza się często ;)

  Coraz rzadsze już na świecie doświadczenie jak wchodzenie do samolotu przez płytę lotniska, wciąż praktykowane w Laosie      


Muang Fuang z poprzedniego posta widziane z góry



Pofałdowany teren Laosu ciekawie wygląda z góry, zwłaszcza że lot trwa tylko pół godziny i samolot nie wznosi się wysoko


Hotel Avani +, w którym się zatrzymaliśmy, to rzadki w Losie przykład użycia jasnego drewna we wnętrzach, raczej niespotykany w tej części świata styl skandynawski bardzo fajnie miesza się z laotańskimi dekorami.












Korzystając z tego, że byłam panią swego czasu, a hotel dysponuje rowerami, po śniadaniu udałam się na objazd miasta, żeby po raz kolejny cieszyć oczy tym Miejscem Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Wybierałam nieznane mi drogi, mniej uczęszczane ścieżki, żeby zobaczyć znów coś nowego.

Najpopularniejsze w Laosie rośliny ogrodowe - palmy kokosowe i bananowce

100 m. góra Phu Si, którą zdobyliśmy o świcie następnego dnia

Schodki na szczyt

Rzeka Nam Khan z sezonowym bambusowym mostem










Stare miasto leży na półwyspie utworzonym przez dwie rzeki, Mekong i wpadającą do niego Nam Khan.
Wyraźnie widać tu miejsce ujścia przejrzystej Nam Khan do brunatnego Mekongu.
















Opustoszałe w porze lunchu ulice, o tej porze wszyscy siedzą w cieniu i pałaszują. Mimo zimy za dnia jest wciąż upalnie.





Szkoła podstawowa w centrum









Po przycięciu paru liści pan wziął jednego kokosa w zęby i zsunął się na dół. Zero zabezpieczeń...

Po południu znów udaliśmy się na rejs po Mekongu o zachodzie słońca, lecz tym razem na innym statku i w drugą stronę.







                     





Wczesnym rankiem następnego dnia postanowiliśmy "zdobyć" w końcu Mount Phu Si, która jest najlepszym widokowo miejscem do podziwiania wschodów i zachodów słońca nad LP.
Przy okazji mogliśmy zobaczyć codzienny przemarsz mnichów o brzasku po jałmużnę.





Jak duchy snuliśmy się schodami w górę...


Ławeczka z widokiem na zachód




Szczyt góry wieńczy złota stupa

Nie mieliśmy szczęścia, dokładnie na wschodzie umiejscowiło się pasmo chmur...





Po śniadaniu i odpoczynku po porannych eskapadach odwiedziliśmy jeszcze jedno ciekawe miejsce, urokliwy hotelik z restauracją i centrum tkactwa z warsztatami





Jedwabnik morwowy, tak udomowiony, że przestał występować naturalnie

Jeden kokon jedwabnika, z którego pozyskuje się jedwab, jest zbudowany z przędzy dochodzącej do 3 km długości!




Cudne i ciekawe miejsce, do odwiedzenia z dziećmi następnym razem

Przy wylocie miało miejsce niecodzienne zdarzenie, z serii "Tylko w Laosie"... 

 
Gdy samolot kołował do startu, cała lotniskowa ekipa wyszła na płytę, ustawiła się w rzędzie i... ukłoniła się nam i pomachała na do widzenia... ;))





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz