Maj zaczął się wyjazdem do malowniczej restauracji z campingiem River Moon niedaleko miasta, fajne miejsce na wypad na lunch czy obiad w weekend.
Następnie pojechaliśmy na wesele jednego z naszych pierwszych pracowników, Sertha.
Nasza młodzież dorasta i się statkuje... ;)
Wesele było na wsi, wracając zatrzymaliśmy się na krótko postój nad rzeką, w restauracji na wodzie, gdzie mogliśmy podziwiać wyjątkowo piękny ołtarzyk ze statuetkami smoka Naga zrobionymi z liści bananowca. Misterna robota!
W jednym z najpiękniejszych kolonialnych budynków w Vientiane, gdzie kiedyś mieściła się biblioteka miejska, a potem restauracja wegańska (którą zamknął covid, nie płaczemy po niej), odbyła się interesująca wystawa poświęcona zabytkowym budynkom w Laosie.
Architekturę laotańską można podzielić na 3 fazy: typowo lokalną drewnianą zabudowę,
francuską kolonialną, a w latach 50-tych odbił swe piętno wpływ amerykański, z nowoczesnymi opływowymi bryłami z betonu i wykończeniami z lastriko, często kolorowymi.
Odwiedziny pupilka
Kolorowy lunch biznesowy
Wieczorek na mieście, nowa sąsiadka Jilly z Kanady
Wypad ze znajomymi za miasto, do ukrytej pomiędzy autostradą a linią kolejową restauracji znanej nielicznym, gdzie rezerwując z wyprzedzeniem obiad można dostać najlepsze mięsa z rusztu. Właścicielem jest wyluzowany na maxa Amerykanin i jego laotańska żona.
Wędzony kurczak smakował mi najbardziej, soczysty i aromatyczny rozpływał się w ustach
Żeberek nie zdążyłam sfotografować...
Dzieci nie narzekały na nudę ;)
Pięknie kwitnące drzewo czerpni gujańskiej.
Urodziny znajomej
Spektakularny zachód słońca nad Mekongiem
Maj przyniósł przełom w kwestii podróży zagranicznych, Laos otworzył się w końcu i zniósł wszystkie ograniczenia podróży. Pierwszy raz od 2019 roku opuściłam kraj, wybrałam się ze Stephanem na zakupy do Udon Thani, miasta leżącego 50 km od granicy na Mekongu, w Tajlandii.
We did it!!!
Nie sądziłabym kiedyś, że ten widok tak mnie ucieszy ;)))
W Laosie wciąż nie ma sieciowych sklepów oferujących podstawowe, proste ubrania o zachodnim standardzie, kupno bawełnianej bielizny, skarpetek, skórzanych butów, w zasadzie czegokolwiek co nie pochodzi z masowej taniej produkcji z Tajlandii, Chin czy Wietnamu graniczy z cudem.
Rozbawiły nas roboty serwujące jedzenie w jednej z restauracji, reagowały na nasze zaczepki i robiły różne miny :)
Nowy pupilek Misi mieszkający u naszej nowej sąsiadki, Mimi czasem zajmuje się nim pod nieobecność właścicielki.
A pod koniec maja Misia przystąpiła do pierwszej komunii.
W sumie 10 dzieci, istna mieszanka, z Francji, Indii, Malezji, Indonezji, Vietnamu, było kolorowo :)
Pani katechetka pochodzi z Papui Nowej Gwinei :)
Mały poczęstunek w sali do katechezy
Lunch z paroma rodzinami
Wieczorem, już na luzie celebrowaliśmy ten dzień pichcąc steki u Stefana na zamówienie Misi :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz