Poranek zaskoczył nas pogodą, bo... lało jak z cebra i było chłodno.
Co za pech, że akurat w ten dzień.
Ludzie żyjący w tropikach są jednak gotowi na wszystko, na słońce i na deszcz. W przedszkolnym ogrodzie porozstawiane zostały baldachimy i deszcz nie był aż tak dokuczliwy, a koło południa wyszło znów słońce.
Mikołaj czytał pod choinką świąteczne opowieści, jednak dla większości dzieci mimo pogody bardziej atrakcyjne było to, co a zewnątrz.
Pierwsza klientka wyprzedaży kupiła... spodenki po Misi, uszyte przez babcię Elę oczywiście.
Zrobią teraz międzynarodową karierę :)
I wykluł się nasz piękny motylek :)
Ciasta rozchodziły się jak świeże... ciasteczka. Niektóre były jeszcze ciepłe :)
Oli murzynki poszły w całości. Jednego kupił Tatuś ;)
Dobra robota!
A szóstego rano nasza klasyka - słodycze w łóżku.
Dziewczyny jadły pianki Marshmallows z Nutellą... Brrrr...
A potem szalały, chyba z nadmiaru cukru w organiźmie ;)
A skąd to macie nutellę z polskim napisem? Hihihihi.nDociekliwy czytelnik :)
OdpowiedzUsuńA wyobraź sobie Gosieńka, że z tutejszych delikatesów :) Mają tu takie sklepy dla obcokrajowców, gdzie można znaleźć prawie wszystko. Czasami trafiamy też na produkty, które mają napisy w kilku językach, w tym po polsku.
Usuń