W Laosie króluje buddyzm oraz pierwotne plemienne wierzenia. W stolicy zachował się jednak mały katolicki kościółek z końca XIX w, w klimatycznym kolonialnym stylu.
Nie święci się tu jednak pokarmów, nie maluje jajek, brak też Śmigusa (choć w Laotański Nowy Rok, który jest już za dwa tygodnie, zwyczajowo polewają się wodą na ulicach, leją ponoć wiadrami... ).
Jest jednak wesoło, kolorowo i inaczej. Kościół został udekorowany bardzo oryginalnie, bo... warzywami i owocami. Wyglądało to świetnie.
Wszyscy zostali też obdarowani ugotowanymi jajkami w kolorowych zawijkach i słodyczami. W sumie zwyczaje trochę podobne do naszych.
A do nas przed świętami zawitał pierwszy gość z Polski - Dominika, siostra Łukasza przyjechała na tydzień ku naszej wielkiej radości. Przywiozła ze sobą kurczaczki, jajeczka, dziewczyny przyozdobiły dom, od razu zrobiło się bardziej świątecznie. Aby tradycji stało się zadość zrobiliśmy też pisanki i było prawie jak w Polsce. Prawie... ;)
Podczas Wielkanocnego śniadania odbyła się tradycyjna w mojej rodzinie bitwa na jajka (zwycięża ten, kto pozostaje z niestłuczoną skorupką, wygrała Dominika), a po śniadaniu dziewczynki szukały ukrytych w ogrodzie łakoci. Czyli wszystko po staremu ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz