Rzeka wygląda bardzo malowniczo i orzeźwiająco, jednak gdyby nie to, że paru miejscowych kąpało się, pewnie nie odważylibyśmy się zanurzyć. Kto wie jakie piranie i krokodyle krążą w niej przy mulistym dnie... ;)
Woda chłodniejsza niż w basenie cudownie orzeźwiała. Gdzieniegdzie w skalnym dnie wydrążone były głębokie studzienki, w które Ola i Misia wskakiwały dla zabawy.
W tych miłych okolicznościach przyrody Laotańczycy urządzają pikniki. Na odcinku wzdłuż rzeki wybudowane są drewniane chatki - podłoga i dach, w których rozkładają maty do leżenia, tace i kosze z jedzeniem, a obok rozpalają malutkie grille. Do tego Beer Lao leje się obficie i, co najważniejsze, muzyka na full. Niektórzy zabierają ze sobą nawet przenośny sprzęt do karaoke!
To jest to co Laotańczycy lubią najbardziej :)
Na deser mieliśmy spotkanie ze słoniami, które mieszkają przy wodospadach i są dodatkową atrakcją tego miejsca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz