środa, 30 listopada 2016

Listopad miesiącem przeprowadzek

Tak jak dokładnie rok temu, przeprowadziliśmy się znów pod koniec listopada. Zmieniliśmy biuro na dom prywatny, a dokładnie klimatyczną, niewielką Lao style villa, stojącą prawie vis a vis przedszkola Misi. Dom spodobał się nam wszystkim od pierwszej chwili, schowany głęboko w tajemniczym ogrodzie jest prawie niewidoczny z ulicy. Wiele razy przejeżdżając obok zastanawiałam się jak wygląda, no i teraz już wiem ;)



Zgodnie z tutejszym tradycyjnym stylem dom stoi częściowo na słupach, w tym wypadku murowanych, przestrzeń mieszkalna jest drewniana i mieści się cała na poziomie pierwszego piętra. Koniec ciągłego ganiania po schodach ;) W podcieniach znajdują się pomieszczenia gospodarcze i stoi... wielki stary świątynny bęben. Misia uwielbia w niego bębnić.




Na fasadzie od frontu znajduje się płaskorzeźba przedstawiająca babcię i dziadka obecnego właściciela. Przy budowie domu wykorzystano stare drewniane pale z rozbieranej świątyni, z bardzo twardego drewna. Są teraz ozdobą i podporą domu.


Dom jest otoczony z trzech stron tarasem i balkonami, ma wiele drzwi na zewnątrz, przejść i wejść, dziewczyny mają gdzie bawić się w chowanego.









W środku niewielki living, kuchnia, trzy sypialnie, dwie łazienki. Jakoś się pomieścimy ;)










czwartek, 17 listopada 2016

Jesienne życie codzienne

Tak sobie płynie spokojnie dzień za dniem, krótsze bezdeszczowe dni i chłodniejsze noce przypominają o nadchodzącym końcu roku i zimie...

Rośliny kwitną jak szalone, za nic mając nasze jesienne przyzwyczajenia do suchych liści, które występują tu szczątkowo.









W naszym ogrodzie też kolorowo, od rana do wieczora...






Dziewczyny pracują nad sobą na różne sposoby.
Mimi poszła w moje ślady...


Ola chyba została intelektualistką, porzuciła nurkowanie w basenie na rzecz książki...w basenie ;)

Wieczorami włóczymy się po mieście odwiedzając znane już miejsca i odkrywając nowe...



Ostatnie odkrycie - japońska uliczna knajpeczka z przepysznymi pierożkami gyoza


Mniam mniam...



poniedziałek, 14 listopada 2016

That Luang Festival

That Luang, zwana też Wielką Stupą, to najważniejsza świątynia i narodowy symbol Laosu. W tym roku świętowane jest 450-lecie jej powstania, zbudowano ją w 1566 na ruinach khmerskiej budowli, po przeniesieniu po raz pierwszy stolicy z Luang Prabang do Vientiane. Budowla była przez wieki niszczona podczas najazdów Birmańczyków, Chińczyków i Tajów, odbudowana dopiero za czasów kolonii francuskiej, przypomina z zewnątrz fortecę otoczoną wysokim murem, ze szpikulcem pokrytym płatkami złota.


Co roku w listopadzie odbywa się trwające trzy dni największe tu buddyjskie święto That Luang Festival. Z całego Laosu a nawet z sąsiednich krajów zjeżdżają się do Vientiane pielgrzymi by wziąć udział w obchodach. Tłum lokuje się na wielkim placu przed świątynią i w świątynnych ogrodach, niektórzy rozbijają małe namiociki. Obchody święta to tłumne procesje do świątyni z kwiatami zrobionymi z wosku, wspólne jedzenie, śpiewy i zabawa. Obok świątyni ustawia się nocny targ, wesołe miasteczko, występują lokalni artyści. Ostatniego dnia popołudniu odbywa się rytualna gra Tee Khee, podobna do hokeja na trawie, pomiędzy drużynami oficjeli i przywódców kraju.

Ozdoby z wosku


Mnisi pielgrzymi

Podczas świąt wielu ludzi ubiera się w tradycyjne białe szaty










Misię zwabiło oczywiście wesołe miasteczko, nie obeszło się bez przejażdżki na diabelskim młynie


Laotańczycy mają zwyczaj dołączać do świątynnych kwiatowych ozdób banknoty, do rozmnożenia ;)

My pojechaliśmy pooglądać święto tylko w jeden wieczór, na miejsce nie da się dojechać samochodem ze względu na tłumy i pozamykane ulice a półkilometrowy slalom pomiędzy ludźmi, skuterami i tuk tukami to dla nas jednorazowa atrakcja...