poniedziałek, 27 lutego 2017

Tae-kwon-do Ola

Po latach namawiania Łukasz zatriumfował, Ola zapisała się na taekwondo. Od dawna próbował namówić ją na trenowanie sztuki walki czy samoobrony, ale dopiero przykład koreańskich koleżanek trenujących ten sport tu w Laosie zachęcił ją ostatecznie. Bo taekwondo jest koreańskim narodowym sportem i tradycyjną sztuką walki. Stopa-pięść-sztuka, to znaczenie nazwy tae-kwon-do, czyli jest to po prostu sztuka walki za pomocą nóg i rąk.



Zajęcia w szkole Holy Star odbywają się codziennie wieczorem od poniedziałku do piątku i Ola od kilku tygodni dzielnie na nie uczęszcza. Trzymamy kciuki.. ;)







Umiejętności zawodnika taekwondo odzwierciedla noszony przez niego pas. Ola zaczęła więc, jak każdy nowicjusz, z białym pasem.




W dni wolne nasza juniorka wszędzie rozciąga się, ćwiczy i ma coraz lepsze efekty...





Lata baletu nie poszły na marne :)

poniedziałek, 20 lutego 2017

Jezioro Czerwonych Lotosów


I znów udaliśmy się do północno-wschodniej Tajlandii (Isaan) by zobaczyć Red Lotus Lake/Sea w pełnym rozkwicie. Gdy byliśmy tu poprzednio we wrześniu nie mogliśmy podziwiać kwiatów w całej krasie, gdyż kwitną w okresie zimowym, od grudnia do lutego. Oglądać je należy do południa, potem zamykają się w sobie ;)
Tak więc chcąc uniknąć tłumów zdecydowaliśmy się na wczesną wycieczkę, pobudka przed szóstą (!), szybkie śniadanie i o 6.30 z pierwszymi promieniami słońca wyruszyliśmy z hotelu nad jezioro.




Było tak jak być miało... pięknie...
Początkowo pojedynczo, potem w coraz większych grupach zaczęły się pojawiać kwiaty...



Płaskodenne łodzie pływają tylko po wytyczonych szlakach, nie wpływając zbyt głęboko w kwiatowe dywany, które różowią się (wbrew nazwie kwiaty nie są czerwone) po horyzont.














Ola wykorzystała czas nie tylko na podziwianie, też na medytację i rozciąganie ;)





Było pięknie, ale wyobraziłam sobie jak to wszystko musi obłędnie wyglądać o wschodzie słońca, różowe lotosy skąpane w różowej poświacie, a po wodzie galopuje tęczowy jednorożec... Prrrr, troszkę się zagalopowałam, ale może następnym razem wyruszyć tak pół godziny wcześniej..?

Niedaleko jeziora trafiliśmy znienacka na mini farmę truskawek. Czerwonych, nie różowych ;) Oczywiście zatrzymaliśmy się na degustację i zakupy. Jak na nie-polskie truskawki były naprawdę dobre :)




środa, 15 lutego 2017

Idzie luty, podkuj...klapki

Tak, ku naszej wesołości,  sparafrazowała Ola znane powiedzenie przenosząc je na laotańskie warunki (choć bardziej adekwatne byłoby "podbij futerkiem"). No bo mimo wiosny zimowe chłody nocami nie chcą odpuścić i temperatura spada wtedy nawet do 15 stopni. Tutaj to zimno. Poranki więc są bardzo rześkie i przyjemnie a w nocy to nawet trochę zmarznąć można. Co jest rzadkim tu doznaniem. Misia jest zadowolona, bo może się bardziej zimowo ubierać do przedszkola, i do spania, co oznacza, że do trampek zakłada skarpetki, getry pod spódniczkę i ciepłą bluzę na szkolny t-shirt. A wchodząc do łóżka potrafi wyglądać tak:


Potem w przedszkolu się przebiera, co ostatnio bardzo lubi robić, bo w ciągu dnia temperatura dobija do 30 stopni. Misia lubi zimę i bardzo żałuje że nie pada tu śnieg. Ola natomiast cierpi z chłodu, opatula się grubo i dokładnie wskakując na swój rower co rano.



Od marca temperatury znów poszybują w górę i będziemy wzdychać za tym chłodem. Przed nami bowiem najgorętsza, sucha pora roku w Laosie. Po Mekongu widać różnicę poziomu wód podczas pory suchej...



i to samo miejsce podczas pory deszczowej.



Wieczorem na rozgrzewkę można sobie kopnąć w piłkę. Niedaleko domu mamy restaurację Victory z należącym do niej boiskiem. Czasami trwa mecz a czasami boisko jest puste i dziewczyny mają je całe dla siebie. W restauracji są stoliki dla kibiców z różnych krajów, jest też polski, choć ktoś pomylił naszą flagę z flagą Indonezji..... Za to jedzenie jest prawidłowo pyszne.







Ja tam nie przejmuję się chłodnymi nocami i już rozpoczęłam sezon basenowy. Na zdrowie!