I znów udaliśmy się do północno-wschodniej Tajlandii (Isaan) by zobaczyć Red Lotus Lake/Sea w pełnym rozkwicie. Gdy byliśmy tu poprzednio we wrześniu nie mogliśmy podziwiać kwiatów w całej krasie, gdyż kwitną w okresie zimowym, od grudnia do lutego. Oglądać je należy do południa, potem zamykają się w sobie ;)
Tak więc chcąc uniknąć tłumów zdecydowaliśmy się na wczesną wycieczkę, pobudka przed szóstą (!), szybkie śniadanie i o 6.30 z pierwszymi promieniami słońca wyruszyliśmy z hotelu nad jezioro.
Było tak jak być miało... pięknie...
Początkowo pojedynczo, potem w coraz większych grupach zaczęły się pojawiać kwiaty...
Płaskodenne łodzie pływają tylko po wytyczonych szlakach, nie wpływając zbyt głęboko w kwiatowe dywany, które różowią się (wbrew nazwie kwiaty nie są czerwone) po horyzont.
Ola wykorzystała czas nie tylko na podziwianie, też na medytację i rozciąganie ;)
Było pięknie, ale wyobraziłam sobie jak to wszystko musi obłędnie wyglądać o wschodzie słońca, różowe lotosy skąpane w różowej poświacie, a po wodzie galopuje tęczowy jednorożec... Prrrr, troszkę się zagalopowałam, ale może następnym razem wyruszyć tak pół godziny wcześniej..?
Niedaleko jeziora trafiliśmy znienacka na mini farmę truskawek. Czerwonych, nie różowych ;) Oczywiście zatrzymaliśmy się na degustację i zakupy. Jak na nie-polskie truskawki były naprawdę dobre :)