Po pół roku znów odwiedziła nas Babcia Ela. Dzielnie sama przeleciała pół świata, z przesiadką w Dubaju. Łukasz poleciał do Bangkoku, żeby towarzyszyć Mamie w ostatnim odcinku podróży, a że mieli prawie 8 h do odlotu samolotu do Vientiane, pojechali na szybką wycieczkę po mieście, statkiem i tuk-tukiem.
na lotnisku w Bangkoku
na statku
w tuk-tuku
Dziewczynki nie mogły się doczekać Babci...
Aklimatyzacja przebiegła łagodnie i bez problemów.
A potem nadeszło monotonne życie codzienne, odprowadzanie Misi do przedszkola, relax, masaż lub basen, lunch, przyprowadzanie Misi z przedszkola, obiad i po południowo-wieczorne zajęcia w podgrupach :)
W sobotę wybraliśmy się do słoni niedaleko Vientiane i okazało się, że są tam dwa małe słoniki, takie jeszcze pijące mleko mamy. Jeden spał u stóp swej rodzicielki a drugi dokazywał przy swojej, był przesłodki, nie mogłyśmy się od niego oderwać.
Słoninka, bo to dziewczynka, naśladowała mamę kładąc trąbkę na podest do karmienia.
Wciąż popijała mleczko mamy.
Bananków nie potrafiła jeść, mimo, że obrałam jej ze skórki.
słodka :)
Obok stał olbrzymi samiec, z niestety przyciętymi dla bezpieczeństwa ciosami.
Słoń afrykański i azjatycki nie należą do tego samego rodzaju. W pewnym
etapie powstawania gatunków, ich linie ewolucyjne rozdzieliły się, a
bezpośredni przodkowie przestali być wspólni. Słoń azjatycki (Elephas maximus) w odróżnieniu od afrykańskiego (Loxodonta africana) jest najbliższym żyjącym krewnym mamutów. Co świetnie widać na poniższym zdjęciu w kształcie czaszki tego samca.
Dziewczyny z Babcią odbyły krótki spacer po okolicy.
A potem już obiad w pobliskiej restauracji ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz