Korzystając z kilku dni wolnego z okazji Boat Racing Festival wybraliśmy się na zwiedzanie dwóch największych w Laosie, a ponoć też jednych z największych na świecie jaskiń rzecznych. Na rozgrzewkę wybraliśmy Konglor Cave, krasową jaskinię z ponad siedmiokilometrowym przepływem rzeki Nam Hinboun. Na rozgrzewkę, bo jaskinia jest znaną atrakcją turystyczną przygotowaną do zwiedzania nawet dla niedzielnych turystów. Położona jest 320 km na południowy wschód od Vientian. Po zakończonej właśnie porze deszczowej, bardzo w tym roku obfitej, droga była w stanie krytycznym. Momentami zdarty przez wodę asfalt, dziury, a nawet zalegające w części górskiej kamienie i żwir. Ale gdy w końcu dotarliśmy do Spring River Resort, położonego niedaleko jaskini hotelu, zapomnieliśmy o niedogodnościach podróży. Ośrodek składa się z otoczonych bujną roślinnością malutkich chatek, niektóre drewniane inne z plecionki i z restauracji umieszczonej na nadrzecznym tarasie z widokiem na porośnięte dżunglą wzgórza. Obłędny widok! Pomiędzy budynkami można poruszać się po drewnianych pomostach a rzeka mimo stromego brzegu jest dostępna, schodzi się do niej po schodkach.
Widok z tarasu restauracji.
Misia cały czas rysowała, musieliśmy dokupić dwa zeszyty po drodze :)
Nasza pleciona chatka.
Śniadanie z widokiem :))
Po śniadaniu czas na jaskinię. Zamówiona przez hotel łódź podpłynęła i ruszyliśmy w drogę.
Szefowa odprowadziła nas na sam dół.
40-to minutowa podróż rzeką to była czysta przyjemność. Ciepła, przejrzysta woda zachęcała do kąpieli, z z czego chętnie korzystały bawoły wodne i kaczki.
Pierwszy raz widzieliśmy biegające ryby! Wynurzały się nagle obok łodzi i pomykały na płetwach po powierzchni wody przez chwilę :)
Podwodne trawy i piasek na dnie.
W pewnym momencie musieliśmy się zatrzymać i przejść kawałek po piaszczystej wysepce, sternik przeprowadził łódź a potem wrócił po Miśkę :)
Na miejscu trzeba kupić bilet, zabrać kapoki, czołówki mieliśmy swoje i i zmienić łódź i sternika na jaskinnego specjalistę, przepłynąć na drugą stronę rzeki i podejść kawałek do wejścia do jaskini. Nasz sternik z hotelu czekał na nasz powrót.
U wejścia do Konglor Cave. Pływa się po niej głównie łodziami z silnikiem.
I w drogę. Byliśmy sami, wracając minęliśmy dwie łodzie. Początek sezonu :)
Jest zupełnie ciemno, tylko światło czołówek rozświetla mrok. Komórkowy aparat nie jest w stanie uchwycić piękna i skali jaskini. Jest wielka, momentami szeroka na 90 m i wysoka na 100 m.
Przystanek na zwiedzanie przygotowanej i ładnie podświetlonej trasy spacerowej, gdzie można podziwiać różne formacje skalne.
Nagle dostrzega się przysłowiowe światełko w tunelu, jest coraz większe i jaśniejsze, to otwiera się paszcza przeciwległego wejścia.
To nie koniec wycieczki, po drugiej stronie góry płyniemy do turystycznej wioski.
Można się tam dowiedzieć jakie pająki występują w okolicy i gdzie dawniej trzymano słonie w domu :)
Oraz jak tka się tu do dziś materiały na ubrania, obrusy, chusty, wszystko, co jest potrzebne. Można też oczywiście kupić pamiątki, co Misia skrzętnie wykorzystała ;)
A po powrocie na drugą stronę...
...czas na kąpiel w rzece u wylotu z jaskini. Woda jest cudownie orzeźwiająca.
Mimi oczywiście od razu zaczęła budować zamek z piasku.
Po powrocie do hotelu pora na przekąskę i małą sjestę.
A potem czas na atrakcję hotelu - The Blue Lagoon, źródło tworzące dopływ rzeki tuż obok hotelu. Stąd nazwa, Spring River znaczy źródło rzeki. Woda w tej rzeczce jest krystalicznie czysta, ma turkusowy kolor i jest bardzo zimna, jak to woda źródlana. Nie można w niej pływać, bo stanowi (nomen omen) źródło wody pitnej dla mieszkańców sąsiedniej wioski. Wzięliśmy hotelową łódź i popłynęliśmy w górę źródła, do samego początku, co zajęło ok. 40 min. Spróbowaliśmy też wody, pyszna. To cudowne, że są jeszcze takie miejsca na ziemi!
Ujście źródła do rzeki.
A potem zażyliśmy kąpieli w głównym nurcie rzeki pod hotelem.
Nadszedł wieczór, wszyscy goście zebrali się w restauracji przy kolacji i podziwianiu widoków gasnącego dnia. Mogliśmy też zaobserwować technikę łowienia ryb przez miejscowe dzieci, nazwałam ją "łowienie z nagonką". Największa dziewczynka zanurzała sieć, coś na kształt dużego podbieraka, a piątka pozostałych dzieciaków uderzała w dno rzeki bambusowymi kijkami zbliżając się do sieci ze wszystkich stron. Gdy podnosiła sieć widać było, że coś małego prawie zawsze się tam trzepotało. Czyli metoda skuteczna.
Pytanie podchwytliwe - co przedstawia powyższe zdjęcie? Chodzi głównie o tło... Ktoś zgadnie? :)
To ściana z plecionki przez którą prześwieca światło księżyca.
OdpowiedzUsuńmama Ela
Brawo, to ściana z plecionki ale prześwieca przez nią światło słoneczne :) Mimo pełni mój aparat nie byłby w stanie uchwycić tak dobrze światła księżyca. Podczas sjesty w ciągu dnia tak właśnie wyglądało wnętrze chatki przy zamkniętych okiennicach, moskitiera pod rozgwieżdżonym niebem :)
Usuń