Jak ptaki na zimę do ciepłych krajów, przylecieli do nas Dziadkowie z Warszawy.
Przywieźli jak zwykle moc prezentów, Misia dostała między innymi swoja wymarzoną piżamę z Jednorożca ;) Mogła w niej spać od razu, jako że bardzo się ochłodziło i temperatury nocą w domu były iście zimowe...
Ostatnia pora deszczowa nie obfitowała w deszcze i koryto Mekongu w mieście jest tak płytkie i zarośnięte, że prawie sucha stopą można dojść do Tajlandii..;)
Pewnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę na plażę. Zwykle wystarczy przejść ścieżką przez wysokie trawy i dochodzi się nad rzekę. Tym razem niewinna wyprawa przerodziła się w istną drogę przez mękę ;) Nie spodziewaliśmy się, że po drodze na plażę napotkamy takie przeszkody.
Najpierw trzeb przejść przez bardzo wysokie i ostre trawy, gdzie biedna Misia wciąż gubiła swoje crocs'y bo ścieżka szybko się skończyła...
Gdy wyszliśmy z traw natrafiliśmy na zawody we frisbee ;)
Ale my poszliśmy dalej w kierunku rzeki. Niespodziewanie natrafiliśmy na kolejną przeszkodę, zagajnik krzewów z bardzo ostrymi kolcami na pnączach. Był tak chwytliwe i ostre, że potem przez resztę dnia wyciągaliśmy sobie małe kolce z nieosłoniętych części ciała...
W końcu rzeka i złoty gorący piach.
W drodze powrotnej udało nam się ominąć krzewy ale traw już nie dało się przeskoczyć.
Po południu przy grillu dochodziliśmy do siebie :)
Martyna z Julią wpadły w odwiedziny. Nasza polska wetka niestety przeprowadziła się w tym roku do Sajgonu ale jak widać jesteśmy w kontakcie.
Grudzień jak zawsze obfituje w świąteczne party, gdzie gospodarze wymyślają różne sposoby na przywołanie zimowo-świątecznej atmosfery.
Śpiewanie kolęd przy ognisku, było naprawdę chłodno!
Na czas pobytu gości Łukasz wynajął mini busa, żeby wygodnie pomieścić naszą gromadkę ;)
Jedziemy na wycieczkę do parku "żywych" dinozaurów.
Niestety dinozaury zostały zadaszone, zapewne w celu ochrony mechanizmów przed słońcem i deszczem, gdy byliśmy tu poprzednio nie było daszków i dinozaury prezentowały się w całej okazałości.
Świąteczny koncert w wykonaniu międzynarodowego chóru, między innymi została odśpiewana polska kolęda "Gdy Śliczna Panna"
Misia w dzwonnicy
Było chłodno, przed kościołem serwowano gorącą czekoladę i ... grzańca! :)
Firmowy wyjazd integracyjny nad jezioro Nam Ngum. Żeby pomieścić wszystkich pracowników musieliśmy wynająć autobus.
Ekipa się nam powiększa z miesiąca na miesiąc :)
Nad jeziorem klasyka, rejs z obiadem i pływanie.
Szmaragdowa woda jest bajecznie ciepła, mimo chłodu nie stygnie tak szybko jak w basenach :)
Po paru dniach Łukasz zabrał rodziców na podobny rejs.
Mnie niestety nie było i zdjęć brak, ale atrakcje i widoki były te same ;)
Kiedy indziej razem z przyjaciółmi zorganizowaliśmy grilla w urokliwym miejscu niedaleko od miasta, nad samą rzeką, tuż obok świątyni częściowo wykutej w skale.
Uliczny targ i niespodzianka! Grudniowe truskawki :)
W sam raz na deser do niedzielnego obiadu :)
Tato jako zapalony gracz w squasha wziął udział w zawodach Laos Open i zajął 3 miejsce w swojej kategorii :)
Nie mogliśmy niestety poświęcić rodzicom tyle czasu ile planowaliśmy, ale mimo to radzili sobie dzielnie urządzając piesze wycieczki po mieście w czasie, gdy my byliśmy w pracy. Spotykaliśmy się codziennie w południe i jechaliśmy razem na lunch a potem my wracaliśmy do swoich obowiązków a rodzice do swoich zajęć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz