poniedziałek, 8 marca 2021

Dzień kobiet tradycyjnie w VV

Dzień kobiet sprawił, że weekend się przedłużył, śmignęliśmy więc nową autostradą (jakie to cudowne móc śmignąć autostradą ;)) do Vang Vieng.


VV zmienia się bardzo z roku na rok. Mimo, że brak teraz hord turystów z Azji, jak to było w czasach poprzedzających zarazę, Laotańczycy zabudowują tą piękną miejscowość naprędce skleconymi imprezowniami nad samą rzeką, chaotycznie ulokowanymi hotelami, brak planowania i estetyki aż wyje... W centrum wieczorami muzyka dudni nad rzeką do późnej nocy, a co zabawne kiedyś obwiniano zachodnich turystów o zamienienie tej spokojnej wioski w stolicę imprez południowo-wschodniej Azji... 
Zaczęliśmy się więc rozglądać za nowymi, spokojniejszymi miejscami noclegu, z dala od centrum.


Takiego brzegu rzeki, bez rozłożonych lanczowni/imprezowni zaczyna już powoli brakować

Próbowaliśmy zrobić drugi podejście do zdobycia punktu widokowego, który poprzednio był zamknięty, ale i tym razem sytuacja się powtórzyła. 
Natomiast okazało się, że do zwiedzania leżącej tuż obok jaskini zebrała się właśnie mała grupka z lokalnym przewodnikiem, który zaproponował nam dołączenie się do nich. Jaskinia w ten upalny dzień to była zdecydowanie lepszą opcja, nie zastanawialiśmy się więc długo nad przyjęciem propozycji.








Po niedługiej wspinaczce otworzyła się przed nami paszcza wejścia

Przewodnik załatwił co trzeba z duchami i mogliśmy wchodzić




Znowu cudne kryształy skrzyły się w świetle latarek









Gdy wyszliśmy na zewnątrz wiało tak, że gałązki i liście wirowały w powietrzu, zbierało się na potężny deszcz, który dopadł nas w momencie wsiadania do auta.





Deszcz zmył wszystkich z powrotem do VV, przed wjazdem na stary drewniany most utworzył się gigantyczny korek pod tęczą

I jak tu nie kochać VV... mimo wszystko ;)


Byliśmy trochę zmęczeni


Ale rano po kawce i spacerku energia znów w nas wstąpiła i wybraliśmy się na kajaki, Misia znów chciała pokajakować ;)










Tak to właśnie miejscami teraz wygląda, stoliczki i krzesełka na podestach, głośna muzyka, jedzenie i piwko, czyli zabawa po laotańsku

Postój obok miejsca z huśtawką, Łukasz postanowił się pobujać :)





Potem lunch i relax przed wyjazdem. Zdrowie pań!








Ola pierwszy raz powoziła na autostradzie. Teraz jest już doświadczoną kierowniczką :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz