Tak, tak, nadszedł ten czas, naszemu Maleństwu niedługo stuknie trójeczka, wiec nic nie stoi na przeszkodzie, żeby poszło do przedszkola i zaznało życia towarzyskiego wśród internacjonalnych równolatków ;) A przy okazji nauczyło się paru rzeczy, jak choćby języka angielskiego. Przedszkole znalazłam właściwie przypadkiem, znajduje się bardzo blisko firmy Łukasza, wiec mijając je parę razy, w końcu zdecydowałam przyjrzeć się sprawie bliżej.
Jest to przedszkole prowadzone w systemie Montessori, (czyli tak w skrócie - nauka i praca przez zabawę, w zgodzie z indywidualnymi możliwościami i potrzebami dziecka) rok szkolny zaczął się w nim już w drugim tygodniu sierpnia, my wybrałyśmy się z wizytą na rozpoznanie terenu jeszcze przed rozpoczęciem zajęć. Energiczna pani dyrektor, Laotanka, oprowadzila nas po budynku, pokazala sale i ogród z placem zabaw, po którym jeszcze zamiast dzieci grasowaly trzy króliki... :) Mimi była zachwycona. Ogrod duzy i zacieniony, co ważne w tym klimacie, sale przestronne, spodobało sie nam. Wcześniej byłyśmy jeszcze w innym przedszkolu, tez niby międzynarodowym, ale warunki byly bez porównania gorsze, dzieci - same czarne główki a obsługa ledwo mówila po angielsku... Tak wiec decyzja zapadla szybko.
Zdecydowaliśmy, ze w sierpniu przejdziemy się parę razy na pół dnia, żeby Misię oswoić z nową sytuacją, a od września obie uczennice zaczną już regularną szkołę.
Dzieci schodzą się miedzy 8 a 9 i do 9.30 jest czas wolnych zajęć wedle indywidualnych zainteresowań, wszystkie dzieci mogą się miksować we wszystkich salach i bawić razem bez podziału na grupy wiekowe. Są trzy grupy, zwane tu z włoska (bo twórczyni tego systemu szkół była Włoszką) casa - czyli dom. Mimi należy więc do Casa1, w której są maluchy 2,5-3,5 letnie.
Na zdjęciu Mimi w swoim szkolnym stroju, w którym dzieci chodzą od poniedziałku do czwartku, w piątki jest luźny dzień bez uniformów i przedszkole działa tylko do 12. Na strój składa się biały
t- shirt, szorty, spódniczka albo spodnie w biało granatowa krateczkę.
Potem nadchodzi snack time, czyli czas na przekąskę, którą dzieci przynoszą z domu.
Na przekąskę dzieci rozchodzą się do swoich małych salek, grupa pierwsza ma dwie salki, w której siedzi po kilkoro maluchów przy wspólnym stoliczku. Wyciągąją swoje pudełka i się zaczyna... Miałam mnóstwo zabawy patrząc, jak jedzą, niektóre rzucają się ja jedzenie, brudząc się niemiłosiernie, inne coś tam skubią nieśmiało, dwóch największych grupowych łobuziaków przepycha się miedzy sobą. Mimi zwykle ma kartonik czekoladowego mleka, owoca i krakersy.
Generalnie panuje zasada, że dzieci mają jak najwięcej robić same, otwierać i zamykać pudełka, odkręcać i zakręcać napoje, a nade wszystko utrzymywać porządek. Po jedzeniu dzieci wyrzucają resztki do kosza i zamykają swoje snack boxy a potem odkładają je w jedno miejsce. Tak samo podczas zabawy, nauczyciele pilnują bardzo, żeby po zabawie wszystko było odkładane przez dzieci na miejsce.
Po jedzeniu i umyciu rąk nadchodzi czas na krótką lekcję o jakiejś literce połączoną z czynnością manualną typu rysowanie czy wyklejanie tej literki właśnie, oraz czytanie.
Tu Mimi na zdjęciu z panią dyr. Adą, która ma zajęcia z Casa 1.
Pierwszego dnia, gdy Ola była też podczas tych zajęć i część dzieci skończyła już jeść i czekała na pozostałe, jeden z chłopców (tych rozrabiaków) poprosił ją, żeby mu przeczytała książeczkę. Ola zaczęła czytać gromadząc przy sobie grupkę słuchaczy. Nadaje się na przedszkolankę, dzieci do niej lgną ;)

Potem jest wyjście do ogrodu i godzinna zabawa na powietrzu, pod okiem paru nauczycieli. Jest piaskownica, różne wspinaczki, huśtawki na dętkach, wiec Misia jest zadowolona, nie nudzi się. Generalnie podoba się jej w "szkole dla małych dzieci" jak nazywa przedszkole, pod warunkiem, że mama jest gdzieś w polu widzenia. Ale mówi, ze zostanie niedługo sama na jakiś czas.. Zobaczymy jak to będzie ;) Zaczęła pytać dlaczego tu tak dziwnie mówią, że ona nie rozumie.. Tłumaczymy, że musi się nauczyć tego innego sposobu mówienia i będzie mogła rozmawiać. Jest śmiesznie bo te maluchy w sumie nie mówią jeszcze za dobrze, porozumiewają się pojedynczymi słowami i gestami pomiędzy sobą i z nauczycielami ale większość rozumie lepiej lub gorzej po angielsku lub francusku.
Po godzinnej zabawie, myciu nóg, rąk, szukaniu butów, w końcu wracają do środka na półgodzinne Music circle, zajęcia muzyczne w kółeczku z gitarą, śpiewaniem i różnymi muzycznymi zabawami.
Potem o 12 jest lunch i godzinna drzemka dla maluchów, ale Misia jeszcze nie została na tej popołudniowej części zajęć, wszystkie razem idziemy wtedy na lunch. Tak wiec c.d.n ;)