Najbardziej jednak popularnym kształtem tutejszej restauracji jest lokal zadaszony, bez ścian albo tylko z jedna ścianą, za to bardzo często ze scena na występy muzyczne i sprzętem do karaoke. Oni uwielbiają głośna muzykę przy jedzeniu, a jeszcze bardziej uwielbiają śpiewać.. Wieczorem restauracje są pełne i jest impreza na całego..;)
Restauracje są oznakowane żółtymi tablicami, wszystkie takimi samymi, jest więc łatwo się zorientować czy przydrożny ogródek ze stoliczkami to knajpka czy czyjaś prywatna impreza. Poważnie, ostatnio jechałyśmy autem i nagle jeden pas jezdni odgrodzony, stoły zastawione, ludzie siedzą, jakaś impreza się na nim odbywała..
A wracając do tych żółtych tablic, wszystkie są przy okazji tablicami reklamowymi najpopularniejszego tu piwa Beerlao. To musi być tutaj jakiś potentat, prócz tablic wszystkie menu w restauracjach maja te same okładki, z ich reklamą! To się nazywa monopol czy komunizm..?
A jeszcze obowiązkowo używają stoliczków pomocników na napoje, one też wszystkie żółte, z wiadomą marką. No i obowiązkowo wiaderko do lodu, którym rozcieńczają to piwko ;)
Tu mamy przykład takiej bardziej eleganckiej wersji tych otwartych restauracji, ze stołami i krzesłami z pięknego błyszczącego drewna, jest czysto i schludnie.
To nasz ulubiony "blaszak" z widokiem na Mekong, wygląd pozostawia wiele do życzenia ale serwują tam pyszne lokalne jedzenie :)
Dwa ostatnie razy kiedy tam byłyśmy zakończyły się monsunowym deszczem, woda waląca w ten blaszany dach dawała niezłe efekty dźwiękowe.. Spuścili zasłony mające chronić przed deszczem ale jak widać nie za wiele to dało.
Dużo jest też różnych brasserii, śniadaniowni, kafejek, najczęściej w europejskim lub kolonialnym stylu, w większości okupowanych przez białych.
No i oczywiście lokalne przydrożne przysmaki. Nasz ulubiony to naleśniczki z bananami i mleczkiem skondensowanym, ale ten temat pozostawię do opisania Oli na jej blogu. Ostatnio próbowaliśmy smażonych racuszków z mleczka kokosowego, serwują je na słodko lub ze słonymi dodatkami.
W centrum miasta znajduje się taki nieduży plac z fontanną, dookoła którego rozlokowały się rożne kuchnie i gdzie kwitnie wieczorne życie. Obok siebie są knajpki laotańska, japońska, bar sushi, teppanaki, wietnamska, hinduska i pakistańska. Stoliki dookoła są wspólne, dostaje się menu wszystkich kuchni i do dzieła! Wczoraj degustowaliśmy tam krokodyla w pięciu smakach (kuchnia hinduska) i celebrowaliśmy pewien drobny jubileusz..;)
Kasiu, z zainteresowaniem śledzimy super wpisy! Ale macie egzotyczna przygodę! Pozdrawiamy serdecznie!
OdpowiedzUsuńHej Ania, dzięki :) Noo, czasem sama nie wierzę, że to wszystko dzieje się naprawdę.. Nigdy bym nie przypuszczała, że wylądujemy w takim kraju na dłużej. Co tylko potwierdza, że w życiu może wydarzyć się wszystko..;) Ściskam!
OdpowiedzUsuń