Wylądowaliśmy w ogrodach Edenu. A mówiąc precyzyjnie w Maison Dalabua Hotel w Luang Prabang ;)
W hotelowym ogrodzie jest kilka stawów porośniętych sałatą i różowymi liliami wodnymi, które nad ranem otwierają się, a po południu zamykają swe kwiaty. Największy staw leży przy restauracji hotelowej, można po nim nawet popływać łodzią, delikatnie, aby nie pokaleczyć roślin. Gdy przyjechaliśmy, zamówiliśmy późny lunch i podziwialiśmy otoczenie myśląc o tym jak pięknie tu będzie rano przy śniadaniu, gdy kwiaty zaprezentują się w pełnej krasie.
W tle ogrodnik przy pracy.
Czas ochłonąć.
Tuk Tuk Grabber, mój ulubiony drink z dragon fruit 😎
Hotel składa się z piętrowych pawilonów rozsianych po ogrodzie. Gości niewielu.
Ależ tu jest pięknie! Przenosimy się z kąta w kąt podziwiając :)
Hello happy hours! 😍
Cheers! Tło jak fototapeta 😄
Poranek w raju. Obudziłam się o świcie i poszłam sprawdzić, jeszcze po ciemku, czy kwiaty się otwierają. A one były już otwarte!
Śniadać w takich okolicznościach przyrody to rzadkie przeżycie!
Calineczka
Gdybyśmy otwierali oddział w LPB to mamy już siedzibę pod kolor ;)
Po dwóch dniach w raju trzeba się było zbierać do domu, ostatnie sesje zdjęciowe i w drogę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz