A tam atrakcji bez liku..
Mnie najbardziej spodobała się piaskownica z jakimiś ziarenkami zamiast piasku. Bardzo są miłe w dotyku i fajnie się przesypują. Można się było poczuć prawie jak na wulkanicznej plaży ;)
Misia z lubością się w nich tarzała, a gdy wieczorem ją rozbierałam ziarenka wysypywały się ze wszystkich zakamarków jej spodni.
Na szczęście taki deszczowy dzień zdarzył się dotychczas tylko raz. Myślałam już z trwogą o takim tygodniu lub nawet kilku... Depresja murowana.. Moja oczywiście, nie dzieci. :)
Bo deszcze monsunowe są fajne. Przychodzą nagle z czarną chmurą, niebo się otwiera i zaczyna się potop. Kiedyś taka ulewa złapała nas w otwartej restauracji przykrytej tylko dachem, bez ścian, bardzo dużo tu takich. Gdy deszcz zaczął się lać był taki huk, ze Mimi z przerażeniem wtuliła się we mnie i czekała na koniec... świata..;)
Albo wczoraj, w niedzielę, rodzinny wypoczynek, popołudnie przy basenie, słonko praży, my czytamy na leżankach, dziewczyny pływają. Nadciąga chmura i nim zdążyliśmy zebrać zabawki, gazety i ręczniki, jak nie lunie.. Łukasz zabrał Mimi pod pachę i do domu a my z Olą, wielbicielki burz i deszczy nawalnych zostałyśmy w basenie i podziwiałyśmy to zjawisko z bliska, obserwując jak krople deszczu odbijają się od powierzchni wody w basenie i tańczą.
Potem chmura odpłynęła dalej, a nasza mala przybasenowa dżungla z piknym wodospadem została odświeżona i umyta.
Potem chmura odpłynęła dalej, a nasza mala przybasenowa dżungla z piknym wodospadem została odświeżona i umyta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz