środa, 6 kwietnia 2016

Viva Vang Vieng cz. II


W niedzielny poranek powitało nas słońce i co za tym idzie jeszcze piękniejsze widoki.


Gdy zeszliśmy na śniadanie, okazało się, że pojazd naszej ekspedycji uległ drobnej kontuzji. Ups...


Na szczęście hotel szybko wezwał ekipę i opona została sprawnie naprawiona w czasie gdy my podziwialiśmy miejscową faunę... :O


Następny punkt programu - kajaki. W miasteczku na każdym rogu ulicy mieszczą się firmy turystyczne oferujące wszystkie możliwe atrakcje okolicy, w tym spływ kajakami po Nam Song. Do wyboru trasy po 5, 10, 20 km, kto co lubi. My zdecydowaliśmy się na najkrótszy dystans, zajmujący godzinę czasu, ze względu na Misię. Zakupiliśmy jej kapelusz z dużym rondem dla ochrony przed słońcem, wygląda w nim jak paniusia z kultowego "Rejsu" ;)
Podjechał tuk tuk z kajakami na dachu i w drogę.


Podjechaliśmy w górę rzeki na kamienistą plażę, przypominającą mi dzieciństwo nad Rabą czy Dunajcem. Woda czysta i dosyć ciepła, cudowna do ochłody w upalny dzień.




Ruszyliśmy w trzy kajaki, w jednym przewodnik, w drugim Łukasz z Mimi, w trzecim Ola i ja. Bosko było tak spływać podziwiając widoki, ścigając się na krótkich odcinkach lub zawieszając na wystających głazach,  co mnie i Oli zdarzyło się raz... :) Nurt głównie łagodny, momentami przyspieszał na płyciznach i trzeba było trochę pomachać wiosłami żeby nie wpaść na mieliznę. Mogłabym tak płynąć cały dzień...









Kolejną przygodą był ziplining, czyli zjeżdżanie w uprzęży na linach pomiędzy drzewami. Takich instalacji w VV jest kilka, najdłuższa ma 3200 m i na tą Ola z Łukaszem się wybrali. Chętnie pojechałabym z nimi ale cóż... Next time :) Oddałyśmy się z Misią relaksowi w hotelowym basenie i hamakach, co nam pozostało?




Natomiast nasz Tarzan i mała Nieustraszona Jane pojechali fruwać po dżungli, wrażenia niesamowite, zresztą co ja będę pisać...







Vang Vieng pożegnało nas cudnym widokiem, wzdłuż rzeki o zachodzie słońca przeleciały dwa balony, zdawałoby się, że na wyciągnięcie ręki z tarasu hotelowego.
Wyglądało to tak pięknie, że aż prawie kiczowato...;)



Viva Vang Vieng!!!
(koszulkę z takim napisem widziałam, następnym razem muszę ją nabyć drogą kupna)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz