W pierwszy dzień świąt wyruszyliśmy do Bangkoku. Wszędzie dało się odczuć świąteczny klimat.
Good bye Laos, hello Thailand!
Z Bangkoku taksówką (3h, w tym godzina w korku w BKK) pojechaliśmy do Rayong, portu na wschodnim wybrzeżu, gdzie przy kolacyjnej rybce Misia straciła swojego pierwszego mleczaka :)
Kierowaliśmy się na Ko Samet, niewielką wysepkę oddaloną od lądu o ok. 40 minut łodzią. Tradycyjną drewnianą łodzią, takie lubimy najbardziej i taką zabraliśmy się następnego poranka na wyspę. Nie jest łatwo znaleźć taką łódź w dobie motorówek i promów, w Rayong jest kilka przystani skąd odpływają różnego rodzaju łodzie i jeśli jest się tak wybrednym jak my, trzeba wiedzieć na którą przystań pojechać :)
Misia w muszelkowym raju w porcie
Ola dobrała łódź pod kolor walizki
Czyż ona nie jest piękna?? ;))
I w drogę :)
Moje ulubione miejsce na łodzi
W porcie Koh Samet przybyszów wita wielki posąg demonicznej syreny
(z profilu trochę jak Fiona ze "Shreka" w swej nocnej postaci ;)
(z profilu trochę jak Fiona ze "Shreka" w swej nocnej postaci ;)
Koh Samet jest ulubioną weekendową destynacją mieszkańców nieodległej Pattayi, słynie z białych plaż, kryształowej wody i... świętego spokoju (dla tych, którzy go poszukują). My w poszukiwaniu spokoju oddaliliśmy się na południe wyspy, w bardziej odludne rejony, lądując w hoteliku na cudnej kameralnej plaży...
Klimatyczna restauracyjka po sąsiedzku
Wyspiarska rozrywka dla małych i dużych :)
Co można robić na Ko Samet?
Można leniuchować w hamaku,
można oddać się w sprawne ręce (i nogi ;)) masażystki,
lub podziwiać zachód słońca.
Można też wybrać się na wycieczkę po okolicznych wysepkach na snorkling.
"6 wysp w 5 godzin" brzmiało lekko przerażająco, ale co tam ;) Tym razem w grę wchodziła tylko motorówka. Po pięknym plażowym poranku zapakowaliśmy się na łódź i w drogę.
Kompozycja Misi z muszli i kokosa
Misi do pływania zostawialiśmy kamizelkę, żeby się mniej męczyła. Ku naszemu zdziwieniu większość dorosłych ludzi, Azjatów, snorkowała w kapokach...
Już na pierwszym postoju okazało się, że pływa się tu jak w akwarium, tzn w ścisłym otoczeniu małych kolorowych rybek. W dużej ilości :)
Przerwa na lunch.
O pochodzeniu gatunku...;)
Rybki na tej plaży upodobały sobie Łukasza i skubały go za włoski :))
Wycieczka dobiegła końca, spieszyliśmy się z powrotem, bo tego dnia obchodziliśmy 16 urodziny Aleksandry!
Our sweet (and sour ) sixteen ;)
Kumpel Misi z hotelu, mały John, spontanicznie przyłączył się do naszej małej imprezy :)
Dodatkowa atrakcja, pokazy z ogniem na plaży, jak na zamówienie dla naszej jubilatki.
Sto lat Alexa!!!
Bajeczna wyprawa.
OdpowiedzUsuńmama
Bajeczny początek bajecznej wyprawy :)
Usuń