Jako pierwszych poznałam starszą parkę w basenie, ona Angielka - malarka, on Amerykanin - doradca biznesowy. Zawsze jak się spotkamy to pogawędzimy przez chwilę, dopytują jak sobie radzę, bardzo mili a ona niesłychanie troskliwa. Mówią, że dzięki naszym dziewczynom szalejącym w basenie czują bardziej wakacyjny nastrój i będzie im szkoda jak się wyprowadzimy ;) Podziwiają ze swojego balkonu postępy Misi w pływaniu i bardzo ją chwalą, faktycznie przez ten miesiąc oswoiła się z wodą i zasuwa w dmuchanych rękawkach wzdłuż i wszerz basenu. A jak ich nie ma na sobie to też jej nie przeszkadza rzucać się na głęboką wodę :)
Prócz tego Tajka i Australijczyk z córeczką, rodzina Filipińczyków, jacyś inni skośni i biali których nie poznałam. Tajka tak jak ja siedzi sama z dzieckiem bo mąż wyjeżdża co parę dni na parę dni, więc czasem pogawędzimy na podwórku, gdy dziewczyny się bawią razem. Mimi odczuwa brak rówieśników do zabawy i odważyła się dołączyć do grupki tajsko-filipińskiej ganiającej popołudniami po podwórku. Najbardziej polubiła małą pół Australijkę pół Tajkę, 5-letnią Anę. Fajnie się razem bawią.
Filipinka natomiast codziennie wychodzi popołudniami na energiczny spacer w piżamie pod parasolem (od słońca), to chyba taka forma gimnastyki, chodzi po podwórku tam i spowrotem a dwójka jej dzieci biega za nią. Też w piżamach. Generalnie zauważyłyśmy, że piżamy tu wcale nie są traktowane jako strój nocny. Nawet na skuterach w nich zasuwają ;) Co ciekawe oni w ogóle nie pływają, z basenu korzystamy właściwie tylko my i ta starsza parka czasem popołudniu, wieczorem rzadko ktoś tam wskoczy popływać. Dziwne..
Niedaleko basenu stoi pawilon, który kiedyś był restauracją prowadzoną przez właścicelkę tego całego obiektu. Gotowała dla swoich gości :) Teraz jest za granicą, ma męża cudzoziemca i w tym pawilonie mieszka jej rodzina, która pełni różne funkcje obsługi budynku. Jest starsza pani i kilkuletni brzdąc, dwóch młodych chłopaków i dziewczyna. Nie mówią po angielsku prócz jednego, który pełni funkcję administratora, ma piękne biuro na parterze bloku i siedzi tam ze swoim pieskiem, takim puszystym blond szpicem July :) Mimi biega za nim i lubi potarmosić go za ogonek..
Jak my jesteśmy jeszcze na basenie ok. 12 to oni zaczynają sobie przygotowywać obiad, chłopaki podśpiewują głośno, a że kuchnia jest od frontu a duże okna otwarte to mamy taki mały spektakl. Chciałyśmy się na początku podłączyć do tych posiłków ale się bali, że nam nie będzie smakowało ich jedzenie...
Niedaleko basenu stoi pawilon, który kiedyś był restauracją prowadzoną przez właścicelkę tego całego obiektu. Gotowała dla swoich gości :) Teraz jest za granicą, ma męża cudzoziemca i w tym pawilonie mieszka jej rodzina, która pełni różne funkcje obsługi budynku. Jest starsza pani i kilkuletni brzdąc, dwóch młodych chłopaków i dziewczyna. Nie mówią po angielsku prócz jednego, który pełni funkcję administratora, ma piękne biuro na parterze bloku i siedzi tam ze swoim pieskiem, takim puszystym blond szpicem July :) Mimi biega za nim i lubi potarmosić go za ogonek..
Jak my jesteśmy jeszcze na basenie ok. 12 to oni zaczynają sobie przygotowywać obiad, chłopaki podśpiewują głośno, a że kuchnia jest od frontu a duże okna otwarte to mamy taki mały spektakl. Chciałyśmy się na początku podłączyć do tych posiłków ale się bali, że nam nie będzie smakowało ich jedzenie...
Kasiu, świetny pomysł z tym blogiem! Piotra naszły pod jego wpływem wspomnienia afrykańskie. :)
OdpowiedzUsuńNo klimaty afrykańskie można tu znaleźć, zwłaszcza bałagan, słońce i palmy. Bo słonie już inne są ;)
UsuńKaska, przeczytałam wszystkie wpisy - świetne; niecierpliwie czekam na następne:)
OdpowiedzUsuńDzięki dzięki :) Będą i następne, mam nadzieję, że tematów nie zabraknie ;)
Usuń