Postanowiliśmy pojechać z centrum w górę rzeki, bulwarem który szybko zamienia się w bitą drogę i nigdy tam się jeszcze nie zapuszczaliśmy. Przy okazji mogliśmy oglądać przygotowania do nadchodzącego Boat Racing Festival.
Okolica okazała się być bardzo malownicza, mogliśmy podziwiać piękne domy w laotańskim stylu, powolne życie, które się przy nich toczy, krajobraz zrobił się bardziej wiejski niż miejski i wycieczka byłaby bardzo udana gdyby nie to, że zaczęło mżyć, kropić, padać a w pewnym momencie lać tak mocno, że musieliśmy szukać schronienia w budowanej świątyni, obok której przejeżdżaliśmy.
"Świecznik" w kształcie łodzi, gotowy do puszczenia na wodę. W małych buteleczkach jest nafta.
Gdy deszcz zelżał odrobinę podjęliśmy decyzje o powrocie, ale główną drogą, żeby było szybciej i mniej błotniście. Gdy wyjechaliśmy na główną, równoległą drogę okazało się, że ujechaliśmy spory kawał i jesteśmy aż za lotniskiem... Podróż powrotna to pedałowanie w deszczu, który to przybierał na sile to łagodniał, wśród uśmiechów a czasem i oklasków lokalsów, patrzących na falangów oddających się takiej dziwnej rozrywce jak rowery podczas ulewy. Dokładnie jak w Luang Prabang gdy wybraliśmy się na przejażdżkę. Cóż, widocznie taka nasza karma... ;)
Gdy dojechaliśmy do samochodu dosłownie ociekaliśmy wodą. Pora deszczowa żegna się z tym rokiem obficie!
Gdy dojechaliśmy do samochodu dosłownie ociekaliśmy wodą. Pora deszczowa żegna się z tym rokiem obficie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz