niedziela, 18 października 2015

Atak zimy

Tak, przeżyliśmy atak zimy w niedzielę tydzień temu. Do Polski dotarł on w poniedziałek ;)
Skala była trochę inna, no ale tak jak napisałam wcześniej, jaki kraj...

Cała noc padało, a rano temperatura wskazała... o zgrozo... 21 stopni Celsjusza!!! Zważywszy, że codziennie są 33 stopnie różnica duża i gwałtowna.
Wychodząc z domu ubraliśmy się jak zwykle, jedynie zmarzluch Ola zarzuciła lekki sweterek, sądziliśmy, że popołudniu się ociepli. Jednak cały dzień mżyło a temperatura wzrosła tylko o 1 stopień...

Ola podczas lunchu telepała się cała, zawijała w swój sweter i prosiła, żebyśmy weszli do środka restauracji. Ale tam klima chłodziła i też było nie za ciepło. No Laotanka jedna, już się przeobraziła ;) Szybko skończyliśmy więc jeść i pojechaliśmy do domu się przebrać. Odgrzebałyśmy ze spodu kufrów dżinsy i pierwszy raz od przyjazdu je założyłyśmy. Fajne uczucie. Ja chłonęłam ten chłód całym ciałem, było mi cuuuudoooownie. Czwarty miesiąc upałów non stop to naprawdę za dużo.

Tego dnia zostaliśmy zaproszeni do domu Polki, którą mieliśmy właśnie poznać. Jak to często bywa w środowiskach ekspatów z ust do ust rozchodzą się informacje, i tak pewna Słowaczka, znajoma mojej znajomej Brazylijki okazała się być znajomą dziewczyny z Polski i zasugerowała, że pewnie chętnie byśmy się poznały. Na co nasza rodaczka zorganizowała spotkanie w swoim domu. To fajne, jak ludzie zachowują się w takich okolicznościach, wystarczy, że jesteśmy Polakami w obcym i dalekim kraju, i już nie ma znaczenia, że się nie znamy, spotykamy się po prostu :) Tak więc całą naszą czwóreczką wylądowaliśmy w domu gościnnej warszawianki, jej męża Amerykanina i ich córeczki w wieku zbliżonym do Misi. Przemiłe popołudnie przeciągnęło się do wieczora, nie mogliśmy się nagadać.

No a atak zimy przeminął tak szybko jak się pojawił... Następnego dnia było jeszcze cudowne 27 stopni, słońce i wiaterek, to był bardzo fajny dzień, a potem wróciła codzienność i 33 stopnie. Nie wiem co to było, jakiś front atmosferyczny przeszedł, to było niezwykłe zjawisko jak na tę porę roku, ale zobaczyliśmy co nas może czekać w grudniu czy styczniu, choć wtedy nie pada.

Choć nadal gorąco, czuć już jednak, że słońce straciło swą drapieżność, teraz można z przyjemnością wygrzewać się w słoneczku, bo jeszcze we wrześniu nie było to możliwe, tak przypiekało. Słońce jest łagodniejsze, basen nie jest tak nagrzany, teraz jest naprawdę znośnie na powietrzu.

Ostatnio bijemy z Olą rekordy w pływaniu, w sobotę wyzwałam ją do przepłynięcia basenu 100 razy non stop (basen ma 10 m), dała radę dzielnie, choć potem Łukasz musiał ja zanieść do domu, a wczoraj sama zdecydowała przepłynąć basen...200 razy!   I skubana dała radę, choć z krótkimi przerwami, różnymi stylami na zmianę pięknie przepłynęła.

A potem przez czas jakiś wyglądała tak :))




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz