Wieczorem pierwszego dnia święta wybrałyśmy się z dziewczynkami (mój mąż Łukasz oczywiście w pracy) nad Mekong, gdzie zgodnie z wielowiekową tradycją Laotańczycy puszczają na rzece małe oświetlone świecami stroiki, trochę podobne do naszych wianków na Wiśle. Cała impreza kojarzyła się nam zresztą z naszymi krakowskimi czerwcowymi wiankami, tak jak pod Wawelem tu w centrum nad rzeką był wielki koncert i głośna, mocno oświetlona impreza z fajerwerkami. My nie weszłyśmy w to epicentrum, mimo wielkiego żalu Oli, sama z Mimi na rękach nie czułam się na siłach przez to przejść. Zwłaszcza, że już wiem jak wyglądają takie imprezy tutaj. Po drodze musiałyśmy się przedrzeć przez niemały tłum zmierzający nad rzekę. Udałyśmy się więc na spokojniejszą część nadrzecznego bulwaru, do naszej ulubionej knajpki na kolację, z daleka mogłyśmy obserwować i słyszeć ten huk, a z bliska na spokojnie pooglądać rytuały.
Te stroiki są podziękowaniem matce rzece za dostarczanie wody oraz prośbą o szczęście i powodzenie w życiu. Złe rzeczy mają odpłynąć a szczęście ma przypłynąć :)
Ponoć nawet w miejscowościach gdzie nie płynie żadna rzeka mieszkańcy robią z liści bananowca małe łódeczki, dekorują je kwiatami i zapalają na nich świece.
Prócz tego puszcza się w powietrze oświetlone lampiony - Naga fireballs. Naga to mityczny smok żyjący w Mekongu, który z okazji święta powinien się wynurzyć i ziać ogniem. Niestety nigdzie obok nas się nie wynurzył, mimo że Misia bardzo go nawoływała i wypatrywała... ;) Po tajskiej stronie też się bawili, puszczali oświetlone łódki, a wręcz łodzie, jedna wyłoniła się nagle z ciemności jak ten smok właśnie, już myśleliśmy, że to Naga, ale nie...
Prócz tego puszcza się w powietrze oświetlone lampiony - Naga fireballs. Naga to mityczny smok żyjący w Mekongu, który z okazji święta powinien się wynurzyć i ziać ogniem. Niestety nigdzie obok nas się nie wynurzył, mimo że Misia bardzo go nawoływała i wypatrywała... ;) Po tajskiej stronie też się bawili, puszczali oświetlone łódki, a wręcz łodzie, jedna wyłoniła się nagle z ciemności jak ten smok właśnie, już myśleliśmy, że to Naga, ale nie...
Piękna łódź mieszkalna ze smokiem na dziobie (Naga?) zacumowała niedaleko nas, po drugiej stronie Tajlandia.
Wianki nie chciały płynąć, grupowały się w jednym miejscu...
Ach, poskubałabym z Tatusiem ziarenek słonecznika... Tu ich nie widzę, słoneczniki są ozdobne, choć pachnie nimi, tak jest jesiennie czasami.
Przez to, że rzeka jest niska bo od kilku tygodni nie padało, pora deszczowa chyba definitywnie odeszła i prąd na rzece bardzo jest słaby. Ola w pewnym momencie krzyknęła, że pomiędzy stroikami pływa... ludzka głowa! Faktycznie, jeden człowiek siedział w rzece zanurzony po szyję i przesuwał wianki bardziej na środek nurtu. Że też się nie bał, że go Naga dragon capnie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz