I rzeczywiście ta stolica państwa miejscami przypomina jedną wielką wioskę. A okolica naszego domu w szczególności. Mieszkamy ok. 15 minut jazdy od centrum miasta a widoki jakie mamy wskazują czasem na coś zupełnie innego. I nie są to rogatki miasta, ciągnie się ono jeszcze kilometrami dalej.
Z jednej strony za murem otaczającym posesję rozpościerają się połacie pól ryżowych.
Czasem pasą się tam krowy, rycząc przeraźliwie wieczorową porą... Po drugiej stronie jest dom, w ogrodzie którego trzymają koguty, które pieją niemiłosiernie czasem nawet w środku nocy doprowadzając mnie tym do szału ;)
Zreszta zobaczyć je można nawet w centrum, np. we włoskiej restauracji przy piecu do pizzy :)
Przy bocznej drodze, przy której stoi nasz apartamentowiec znajdziemy i bambusowe chatki na palach i wielkie rezydencje i przydrożne sklepiki z zakurzonymi maksymalnie towarami wyłożonymi na lady, wylegujące się psy, kozy skubiące trawkę, małpę w klatce, bananowy zagajnik...
(W sekrecie napiszę, że Ola uczy się jeździć autem po tej drodze i idzie jej całkiem nieźle). Opanowała tez jazdę na Segway'u.
I jak to na wsi bywa dzielimy naszą przestrzeń życiową z wieloma różnymi stworzeniami. Oto parę przykładów :)
Określenie "miejska dżungla" nabiera tu innego znaczenia. Ktoś tu chyba nawet kiedyś wylądował przez pomyłkę i tak pozostało... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz