poniedziałek, 13 lipca 2015

Same

Stało się... Dziś mąż mój Łukasz wyjechał na trzy dni do kopalni i zostałyśmy same.
Ale żebyśmy się nie nudziły zbytnio zorganizował nam towarzystwo paru panów.. ;-)

Najpierw przyszła ekipa zakładać dodatkowy internet, bo dotychczasowy nie był wystarczająco szybki. Pół dnia ciągnęli kable, nie wiem skąd, w końcu dociągnęli pod nasze drzwi i już mamy szybkie łącze.
Możemy skypować do woli - dziewczyny, czekam na zaproszenie na wspólną kolację!

Potem przyjechał pan na test drive autka, które mąż mój Łukasz chce wynająć abym poczuła niezależność, a tak naprawdę aby móc zanurzyć się w pracy po czułki a nie wozić nas po mieście
w te i wewte...
Malutka, słodziutka, nowiutka Kia Picanto, na dodatek automat, polubiłam ją od pierwszego skrętu kierownicą ;) Ma być dostarczona jutro, jak wstawią jej nową boczną trójkątną szybkę, którą pan musiał dziś wybić bo zostawił swego synka w wieku Misi na sekundkę w aucie na chodzie,  i mały zablokował się od środka... Nie było innego wyjścia... Ale stwierdził na pocieszenie, że jakby co to szybki nie są drogie, tylko 17 USD. ;)

Ta historia przypomniała mi sytuację, którą my mieliśmy po przyjeździe.. Brrrr... Był już wieczór, Mimi była niegrzeczna i została odprowadzona do swojej sypialni, żeby ochłonęła. Drzwi tu nie mają klamek tylko gałki, które od środka można zablokować wciskając guzik. Nie zwróciliśmy na to uwagi, Misia oczywiście zaczęła manipulować przy gałce i wcisnęła ten guzik... I klapa, ona wrzeszczy w środku, my szukamy kluczy, bo od zewnątrz drzwi można otworzyć kluczem, tylko najpierw trzeba go mieć. Nie znaleźliśmy, Łukasz wyskoczył na poszukiwania kogoś z obsługi ale było już poźno i nikogo nie było. Ja w międzyczasie uspokajam Misię, tłumaczę jej żeby chwyciła w obie rączki gałkę i przekręciła w jedną stronę mocno. Wtedy guzik powinien wyskoczyć i drzwi się otworzą. Łukasz zdesperowany wziął się za wyważanie drzwi, a drzwi solidne, z litego drewna.. Poza tym strach bo przecież ona za nimi stoi i może nimi oberwać jak wylecą... No dramat. Więc ja znowu z ustami przy szparze uspokajam i i tłumaczę co ma zrobić. I co? I Misia otwiera sama drzwi!!! Co za ulga... Byliśmy z niej baaardzo dumni, że tak potrafiła zachować zimną krew (mimo płaczu!) i sobie poradzić :) Następnego dnia klucze do obu sypialni zostały nam dostarczone, żeby sytuacja się nie powtórzyła. (Mam nadzieję, że Babcie czytając to nie dostały zawału serca.. ;))

Tak więc jutro mamy w planie z dziewczynami wybrać się na pierwszy samodzielny wypad na miasto. Będzie się działo!!! Pod warunkiem, że się nie zgubimy ;)

Trochę już się oswoiłyśmy z mieszkaniem tu, choć na przykład Ola nie może się przyzwyczaić do mikroskopijnych mrówek faraonek, które mieszkają z nami i wędrują swoimi wielometrowymi ścieżkami po mieszkaniu, a gdy poczują coś do jedzenia, rzucają się na to coś stadnie. Ponoć bardzo ciężko ich się pozbyć. Już jesteśmy mądrzy i zakupiliśmy mnóstwo plastikowych pojemników na jedzenie typu pieczywo, płatki, cukier itp, bo pierwsze dni były pełne niespodzianek. Bagietki na śniadanie po paru godzinach pełne były mrówek, Łukasz co prawda stwierdził, że tutaj mrówki się jada i przeprowadzili z Olą degustację na surowo... Ja jednak zaczekam na prażone ;0

Prócz mrówek mieszkają z nami małe gekony, które kryją się w zwojach zasłon okiennych i śmiesznie czasem szczekają, a ostatnio znalazła się nawet modliszka... Ciekawe towarzystwo, co nie? Na szczęście tego, czego ja nie lubię najbardziej nie widziałam... jeszcze... w mieszkaniu, bo na zewnątrz a jakże. Kicia wie, o czym myślę i nawet nie chcę pisać.. ;)

Ten na zdjęciu poniżej nie mieszka z nami a na domu, w którym mieści się siedziba firmy Łukasza i jest naprawde spory :)


Łukasz zaopatrzył nas w taki sprzęt do zabijania owadów prądem, który wygląda jak mini rakieta do tenisa i jest piorrrunująco skuteczny. Forehand lub backhand i gotowe.


Ja natomiast nie mogę się przyzwyczaić do wiecznie mruczącej klimatyzacji. Działa na okrągło, temperatura ustawiona to, uwaga, 26 stopni. Wiem, że to wygląda dziwnie, jakbyśmy się dogrzewali, ale na zewnątrz jest tak ciepło, że ta różnica ok 10 stopni daje nam wrażenie przyjemnego chłodu. Czasem jak wracamy mokre z basenu to nawet ją wyłączam na chwilę, bo mam wrażenie, że jest za zimno. Taki mamy klimat.. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz